Jasne
promienie letniego słońca przedzierały się przez zasłony i padały na twarz
Nimfadory Tonks, która dopiero przed chwilą się obudziła i z uśmiechem na
ustach rozglądała się dookoła. Pokój Dory był niewielki i również niewiele w
nim się zmieniło, od kiedy była dzieckiem. Ściany utrzymane w bardzo jasnym
odcieniu różu przykrywały liczne plakaty z podobiznami ulubionych muzyków
Nimfadory, a także najlepszymi drużynami quidditcha. Na lewo od drzwi stała
duża sosnowa szafa, której drzwi były otwarte, a ze środka wysypywały się
niestarannie poskładane ubrania. Naprzeciwko szafy stało duże łóżko z
niezliczoną ilością puchowych poduszek, na którym właśnie leżała zaspana Dora,
a obok niego niewielka szafka nocna. Po środku leżał wielki, okrągły,
frędzlowaty dywan, przykryty ubraniami, których Tonks nie wrzuciła do szafy.
Tonks
przeciągnęła się, ziewając. Owinięta szczelnie puszystym szlafrokiem, który
zawsze leżał rzucony na ramę łóżka, udała się do pomieszczenia naprzeciwko
swojego pokoju. Nimfadora wzięła szybki, zimny prysznic, który momentalnie ją
rozbudził. Okryta ręcznikiem, stanęła naprzeciw lustra i zmierzwiła ręką swoje
krótkie, mokre, różowe włosy, które sterczały we wszystkie strony.
- Tonks, nie jest z tobą dobrze –
skrzywiła się do swojego odbicia, patrząc na wory pod oczami. Uśmiechnęła się i
zacisnęła mocno powieki, wyglądała, tak jakby silnie próbowała sobie coś
przypomnieć, a jej włosy wydłużyły się do ramion i zmieniły kolor na jasnofioletowy.
Otworzyła oczy i przyjrzała się swojemu odbiciu. Zaczesała fioletowe kosmyki za
uszy i pokiwała z aprobatą głową: - Teraz to mi się podoba.
Niecały
kwadrans później wyszła z łazienki w pełni uczesana i ubrana. Nie wiedziała,
czemu postanowiła dzisiaj tak skupić się na swoim wyglądzie. Dzisiejszy dzień
miał być jednym z tych dni, które były dla Nimfadory wielkim znakiem zapytania.
Tonks nie mogła się doczekać, aż w końcu ta sprawa się rozwinie. Nie znosiła
czekać bezczynnie, to było jeszcze gorsze od ogromnego ryzyka. Dora zbiegła
schodami na parter, ale zamiast zatrzymać się na ostatnim stopniu, przez swą
niezdarność, przewróciła się strącając ze stoliczka duży, wzorzysty, niebieski
wazon, który rozsypał się w drobny mak. Dziewczyna jęknęła przeciągle, łapiąc
się za kolano, które najprawdopodobniej poważnie sobie zbiła. W wejściu do
kuchni pojawiła się nagle kobieta średniego wzrostu o ciemnych włosach
związanych w długi, gruby warkocz i czarnych jak perły oczach, które spoglądały
na leżącą wśród odłamków Tonks z niedowierzeniem.
- Cześć mamo. Nie lubiłaś tego wazonu,
prawda? – spytała Nimfadora, szczerząc się do kobiety, która z dezaprobatą
pokiwała głową i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nimfadoro, ile razy ci już mówiłam,
że masz zacząć uważać? – zapytała z wyrzutem Andromeda Tonks.
- A ile razy prosiłam cię, żebyś nie
mówiła do mnie Nimfadora? – wywróciła oczami Tonks, podnosząc się z ziemi i
otrzepując ubrania, podczas gdy jej matka skinieniem różdżki naprawiła wazon i
ustawiła go z powrotem na stoliczku.
- Będę cię tak nazywać, bo to twoje
imię – oznajmiła dosadnie Dromeda i wróciła do kuchni, a uśmiechnięta Tonks
podążyła za nią.
- Cześć, tato! – przywitała się z
mężczyzną siedzącym przy stole i czytającym gazetę. Podeszła do niego i
pocałowała w policzek, na co on uśmiechnął się.
- Więc to ty spowodowałaś ten hałas. Co
tym razem ucierpiało? - zapytał uśmiechnięty Ted Tonks. Ojciec Dory był w miarę
wysokim mężczyzną o błękitnych oczach i jasnych, przerzedzonych włosach. Ted w
młodości był bardzo przystojnym mężczyzną, teraz, choć jego urok nie zniknął, uroda
z biegiem czasu go opuściła. Tonks jednak uważała, że jej tata i ten jego
misiowaty brzuszek, którego się dorobił, jest najwspanialszy na świecie.
- Ten obrzydliwy wazon z przedpokoju –
odpowiedziała Tonks, siadając naprzeciw ojca przy kuchennym stole. – Moim
skromnym zdaniem, wyglądał o wiele lepiej rozbity na podłodze. – stwierdziła z
całkowitą powagą Nimfadora, a jej ojciec zaczął się śmiać, cały się przy tym
trzęsąc.
- Ted! – skarciła go żona, wymierzając
w niego nożem, którym właśnie kroiła warzywa, a jej mąż natychmiast spoważniał,
chociaż ciągle uśmiechał się do gazety. – Nimfadoro, masz ponad dwadzieścia
lat, a mimo to jesteś tak roztrzepana, tak nieuważna i niepoważna… Jesteś
aurorem, to bardzo odpowiedzialna praca, a ja u ciebie nie widzę ani odrobiny
tej odpowiedzialności – tłumaczyła jej z zaangażowaniem Andromeda, a Nimfadora
za jej plecami wywróciła teatralnie oczami. Nie wiedziała czemu, ale kazania
jej mamy sprawiały, że natychmiast się wyłączała. – Wszystko traktujesz jako
zabawę. Tak nie można, powinnaś się zmienić – zakończyła swój wywód Dromeda,
podając córce śniadanie.
- Mamo, przy każdym
śniadaniu mówisz to samo… Ja nie chcę się zmieniać. Ważne jest to, żeby lubić
siebie takim, jakim się jest – skwitowała Nimfadora i podniosła się z miejsca,
żeby sięgnąć po sztućce. Dromeda jednak nie dawała za wygraną.
- Kochanie, ale ja
ciebie proszę, spoważniej trochę. Może na dobry początek przestań ciągle
zmieniać kolor włosów na tak absurdalne barwy jak ta – powiedziała błagalnym
głosem, przeczesując włosy córki, które tego dnia były fioletowe.
- Fioletowy nie
jest absurdalny – zaperzyła się Tonks, patrząc złowrogo na matkę.
- Jest ABSURDALNY!
– krzyknęła, wyprowadzona z równowagi Andromeda, ale od razu wzięła kilka
głębokich wdechów, by się uspokoić. Dromeda nie rozumiała, dlaczego jej córka
zachowuje się nadzwyczaj dziecinnie, nieodpowiedzialnie i bez względu na
wszystko, nie reaguje na to, co ona do niej mówiła.
- W takim razie ja
też jestem absurdalna – stwierdziła, wzruszając ramionami Dora i usiadła,
zabierając się za jedzenie. Pewnie dalej ciągnęłaby tą bezsensowną dyskusję,
tak jak to robiła codziennie, wykłócając się o swoją rację, ale nie dziś… Przez
całe śniadanie zastanawiała się, jaki jest Syriusz i nie zwracała uwagi na
oburzone spojrzenia matki.
Syriusz Black. Praktycznie
nie pamiętała swojego kuzyna, to jednak nie było ani trochę dziwne, w końcu
miała zaledwie kilka lat, kiedy go ostatnio widziała. W przeszłości Syriusz
siadywał na skraju jej łóżka, odrzucał swoje długie włosy z twarzy i czytywał
jej ulubione bajki. Pamiętała jak raz próbował jej wcisnąć jedną ze
znienawidzonych przez nią bajek Beatrix Bloxam, a Tonks zwymiotowała na niego
od nadmiaru słodyczy. „Azkaban musiał go
strasznie zmienić.” – pomyślała, a uśmiech, który wywołały u niej wspomnienia,
nagle znikł. Nimfadora pamiętała jego uśmiech, ale czy to okropne miejsce nie
sprawiło, że jej kuzyn już nigdy się nie uśmiechnie? Zdając kurs aurorski,
Tonks musiała odprowadzić skazańca na port nieopodal Azkabanu. Widziała łzy w
oczach tego mężczyzny, a chłód i gęsta mgła wytworzona przez dementorów sprawiła,
że jej serce prawie zamarło. Tego dnia również wypuszczano jednego z więźniów
po odsiedzianym wyroku. Dora nie widziała w nim już ani krztyny
człowieczeństwa, był pustą skorupą. Jego widok przeraził ją tak bardzo, że nie
mogła spać przez kolejne kilka dni. Tego bała się najbardziej… że Syriusz po
czternastu latach w Azkabanie nie będzie już człowiekiem. Widywała go na
listach gończy z pierwszych stron gazet, ale nie widziała w nim tego Syriusza
ze swoich wspomnień, a obłąkanego złoczyńcę. Tonks potrząsnęła głową, jakby
chciała się pozbyć tej myśli i spróbowała przywołać ze wspomnień twarz kuzyna.
Jednak oprócz czarnych jak heban włosów i rozbrajającego uśmiechu, wszystko było
rozmazane. „A co jeżeli zmienił się tak,
że już go nie poznam?”
Nimfadora
podziękowała i wstała od stołu, zostawiając niedokończone śniadanie,
pozostawiając w kuchni spoglądających na nich ze zdziwieniem rodziców. Nie
wróciła do swojego pokoju, przeszła przez korytarz do salonu i rozejrzała się
dookoła. Salon Tonksów nie był duży, był wręcz mały, ale dzięki temu przytulny.
Ściany pokrywała wzorzysta, oliwkowa tapeta, na której zawieszone były liczne
ramki ze zdjęciami. Pośrodku pokoju wyłożonego bukowymi panelami leżał duży,
beżowy dywan, na którym stała brązowa kanapa i dwa fotele, a naprzeciw nich
telewizor. Tak, telewizor w domu magicznej rodziny – to na ogół niespotykane,
ale Ted Tonks, jako czarodziej z rodziny mugoli, czasami lubił obejrzeć mecz czy
coś innego w tym prostokątnym pudle. Tuż przy ścianie na lewo od wejścia stał
bukowy stół i cztery krzesła. Pod oknem, przez które wlatywały do salonu ciepłe
promyki słońca, stała komoda i to właśnie w jej kierunku zmierzała Tonks. Dora
przejechała palcem po wierzchu mebla i spojrzała na przedmioty, które na nim
stały. Obok kryształowego wazonu ze świeżymi, kolorowymi kwiatami stały
fotografie, przedstawiające dzieciństwo Nimfadory – pierwszy lot na miotle,
pierwszy rok w Hogwarcie, Tonks kończąca akademię aurorów, a także kilka innych
rodzinnych zdjęć, a na każdym z nich miała inny kolor włosów. Dora uśmiechnęła
się i odmachała machającej do siebie młodszej Tonks. Ukucnęła i otworzyła
szafkę. Większość miejsca zajmowały w niej obszerne albumy z fotografiami,
Nimfadora sięgnęła po jeden z nich i trzymając go w ręce, opadła na kanapę. Otworzyła
ciężką księgę i zaczęła wertować strony, gdy nagle usłyszała głos matki:
- Zebrało ci się na
wspomnienia? – zapytała Dromeda, siadając obok córki z dobrotliwym uśmiechem na
twarzy. Tonks doskonale wiedziała, o co chodziło. Andromeda była zbyt dumna,
żeby przeprosić swoją córkę, ale dręczyły ją wyrzuty sumienia po każdej ich
kłótni. Zawsze przychodziła do Dory, siadała obok i z uśmiechem na twarzy
pytała o jakieś mało znaczące sprawy, jakby to był jej naturalny odruch, Tonks
odpowiadała na pytania matki ze smutkiem. Kochała Dromedę, ale nigdy między
nimi nie było tej więzi, jaką dzielili Ted i Dora. Tonks uśmiechnęła się
delikatnie do matki i spojrzała przed siebie, zastanawiając się czy powiedzieć,
dlaczego wyciągnęła rodzinne pamiątki.
- Można tak
powiedzieć. Zastanawiam się, co robi teraz Syriusz… - skłamała, bo przecież
doskonale wiedziała gdzie jest i co robi jej kuzyn. Chciała sobie jedynie
przypomnieć jego twarz, zanim spotka go na zebraniu Zakonu Feniksa.
- Ja też, córeczko…
Syriusz to był mój ulubiony krewny. Jako jedyny myślał normalnie, nie to co
cała reszta, ślepo zapatrzona w idee czystej krwi. Cały ten album jest
wypełniony jego zdjęciami, nawet nie wiem, skąd tyle ich mam… - westchnęła i
jakby z czułością pogładziła podobiznę Syriusza, który robił głupie miny,
siedząc na swoim warczącym motorze. Przewróciła na kolejną stronę i wskazała na
zdjęcie gdzie młodziutki, niepełnoletni według Tonks Black, trzymał ją na
barana. Nie mogła mieć więcej niż dwa, trzy latka, uśmiechała się wesoło,
pokazując swoje nieliczne ząbki i ciągnąc za włosy kuzyna. – Uwielbiał cię,
kiedy byłaś mała. Kiedy skończył Hogwart, bywał u nas prawie codziennie –
opowiadała Andromeda, podczas gdy Tonks skupiała się na szczegółach twarzy
Syriusza. Miał pociągłą buzię o policzkach pokrytych zarostem, za którym krył
się wesoły uśmiech i czarnych włosach do ramion oraz szarych oczach, w których
błyszczały wesołe ogniki. – O, tu zobacz. To zdjęcie było zrobione, kiedy
miałaś jakieś trzy latka. Syriusz przyprowadził swoich przyjaciół, chciał się
tobą pochwalić – wyjaśniła jej mama, wygładzając fotografię, z której
uśmiechały się i machały do niej cztery osoby. Rozpoznała w nich Syriusza, u
którego na kolanach siedziało małe dziecko o niebieskich włosach. Dookoła nich
zebrały się jeszcze trzy osoby. Jedną z nich był przystojny mężczyzna o
potarganej, kruczoczarnej czuprynie, pociągłej twarzy o mocno zarysowanej
szczęce, orzechowych oczach i prostokątnych okularach na nosie, obejmował
rudowłosą dziewczynę o pięknych zielonych oczach, która była wyraźnie
zainteresowana małą Nimfadorą. Tonks kojarzyła tą dwójkę.
- Mamo czy to nie
są przypadkiem…
- Potterowie, tak.
To jest James, a to Lily. Dobrana była z nich para. Jamesa znałam już
wcześniej, on i Syriusz byli jak bracia. Cały czas żartowali i śmiali się. Twój
ojciec bardzo lubił wszystkich Huncwotów, dobrze się z nimi dogadywał. James
był również moim przyjacielem – westchnęła Andromeda, patrząc na fotografię ze
wzruszeniem. – A Lily… kochana Lily. Poznałam ją dopiero tego wieczoru, nigdy
nie widziałam tak inteligentnej i dobrodusznej dziewczyny. Była tobą
oczarowana! Gdy cię zobaczyła, oznajmiła, że kiedyś też będzie miała taką
córeczkę. Szkoda, że jej się nie udało… - dodała, lekko łamiącym się głosem.
Tonks uśmiechnęła się smutno do rudowłosej osóbki, która w tym momencie
patrzyła z zachwytem na niebieskowłose dziecko. Malutka Dora śmiała się wesoło
do Lily, a James poklepał przyjacielsko po plecach czwartą osobę – mężczyznę o
mysich włosach, opadających na jego czoło, lekko przygarbionej postawie i
licznych bliznach na twarzy. Na pierwszy rzut oka wydawał się bardzo
przygnębiony i zmęczony, ale kiedy przyjrzała mu się dłużej, zauważyła szczery,
delikatny uśmiech i wesołe, miodowe oczy, które nadawały jego postaci przyjazną
aurę.
- A to kto, mamo? –
zapytała, zaintrygowana osobą mężczyzny.
- Remus, przyjaciel
Syriusza. Razem z nim, Jamesem i takim Peterem tworzyli naprawdę zgraną paczkę
– wyjaśniła Andromeda. – Biedny Remus, nie miał lekko… Po śmierci Jamesa i
Lily, zamordowaniu Petera i niesprawiedliwym zamknięciu Syriusza, został
zupełnie sam… - zakończyła smutnie Andromeda i zamknęła album. Tonks współczuła
temu mężczyźnie, z westchnieniem odłożyła album i posłała mamie uśmiech, który
posyłała jej codziennie, mówił on: „Już
jest w porządku, nie przejmuj się.” Spojrzała na zegarek, było jeszcze
wcześnie, ale dzisiaj Dora nie chciała się spóźnić tak, jak zazwyczaj to się
zdarzało. Chwyciła swoją różdżkę i zanim zatrzasnęła drzwi, krzyknęła jeszcze
na cały dom, że wychodzi i nie wie, kiedy wróci. Mimo, iż opuściła dom tak, jak
na co dzień, to wyjście miało zmienić całe jej życie.
Nawet nie wiecie jak dziwnie jest dodawać te rozdziały od nowa. Przeżywam tą historię od nowa i zauważyłam błędy, które popełniłam.
A ja mam taki pomysł, bo skoro masz już gotowe 30 rozdziałów, to może jakaś mała motywacja i stworzenie tej historii na zasadzie "co by było gdyby..." albo mam nadzieję, że naskrobiesz coś dalej, bo coś czuję że te rozdziały szybko się skończą :c
OdpowiedzUsuń30 rozdziałów już jest gotowych, a inne się powoli piszą. Mam pomysły, mam motywację, czasu trochę brakuje, ale to mały problem. Będę je dodawać co sobotą, może częściej. A co do tej historii "co by było gdyby", to co masz dokładnie na myśli?
UsuńNo hej, tu AA ;)
OdpowiedzUsuń"Jasne promienie, letniego słońca" – a po co tu jest ten przecinek? "Ściany utrzymane w bardzo jasnym odcieniu różu, przykrywały liczne plakaty" – tu też jest niepotrzebny. "…skrzywiła się do swojego odbicia, patrząc na wory pod oczami. Uśmiechnęła się i zacisnęła mocno oczy" – powtórzenie. "…wyglądała tak jakby" – przecinek przed "tak". "Jasnofioletowy" piszemy łącznie. "Co tym razem ucierpiało?- zapytał uśmiechnięty Ted Tonks" – zgubiła się spacja przed myślnikiem. "…trzęsąc się przy tym cały" – zmieniłabym szyk zdania na "cały się przy tym trzęsąc". "Może na dobry początek, przestań ciągle zmieniać kolor włosów na tak absurdalne barwy jak ta" – tutaj przecinek niepotrzebny. "Pamiętała raz jak próbował…" – "Pamiętała, jak raz próbował...". "Pośrodku pokoju wyłożonego bukowymi panelami, leżał duży" – przecinek niepotrzebny. "Ted Tonks, jako czarodziej z rodziny mugoli czasami lubił obejrzeć mecz czy coś innego w tym prostokątnym pudle" – przecinek po "mugoli", bo to słowo kończy wtrącenie. "Obok kryształowego wazony ze świeżymi, kolorowymi kwiatami stały fotografie, przedstawiające dzieciństwo Nimfadory – pierwszy lot na miotle, pierwszy rok w Hogwarcie, Tonks kończąca akademie aurorów, a także kilka innych rodzinnych zdjęć, a na każdym z nich miała inny kolor włosów" – dwie literówki, pierwsza to "wazony" zamiast "wazonu", a druga do "akademie" zamiast "akademię". Chyba, że akademii aurorskich jest kilka i Dora ukończyła przynajmniej dwie ;) "Kochała Dromede" – brak ogonka, powinno być "Dromedę". "…który robił głupie miny, siedząc na swoim, warczącym motorze" – przecinek po "swoim" zbędny. " Tonks skupiała się na szczegółach twarzy Syriusza. Miał pociągłą twarz o policzkach pokrytych zarostem" – twarz i twarz. "James poklepał przyjacielsko po plecach czwartą osobę – mężczyzna o mysich włosach, opadających na jego czoło, lekko przygarbionej postawie i licznych bliznach na twarzy" – chyba powinno być "mężczyznę". "A to kto mamo?" – przecinek po "kto". "Spojrzała na zegarek, było jeszcze wcześnie, ale dzisiaj Dora nie chciała się spóźnić, tak jak zazwyczaj to się zdarzało" – przesunęłabym przecinek sprzed "tak" na po "tak". "Mimo, że opuściła dom, tak jak, na co dzień, to wyjście miało zmienić całe jej życie" – tu wywalić przecinek po "dom" i "jak" a wstawić po "tak". I w poprzednim zdaniu było "że", więc proponuję zmienić to na "iż".
Rozdział bardzo przyjemny, wprowadza w relację Tonks i jej rodziny. Aż wyobraziłam sobie scenę, w której Lily wyobraża sobie swoją córeczkę. Naprawdę szkoda, że jej się nie udało.
To poprawiony rozdział, prawda? Zobacz, jak mało błędów ;) Oczywiście były kropki, ale o tym już wiesz ;)
Coś wolno się posuwam z tymi moimi sekcjami. Po prostu wyskoczyło mi teraz kilka rzeczy na raz, ale myślę, że w czwartek wszystko się unormuje. Moja ambicja to przeczytać pierwszy niepoprawiony rozdział w sobotę. Tam moje wskazówki przydadzą Ci się pewnie bardziej ;)
Z pozdrowieniami, AA.