25.05.2020

122) Tyle ile będę mógł

Ta decyzja była wbrew pozorom niezwykle łatwa. Tonks miała wrażenie, że podświadomie podjęła ją już bardzo dawno, tylko nie wiedzieć czemu, nie potrafiła wprowadzić jej w życie. Jednak spotkanie z Sarą pozwoliło jej dostrzec, że przez prawie rok pozwalała sobie żyć w kłamstwie i zadręczać się własnym bólem i cierpieniem, z którym ewidentnie nie potrafiła sobie poradzić. Najgorsze było to, że czuła się samotna w tym wszystkim. Z początku o jej uczuciu do Remusa wiedział tylko on sam i Syriusz. Kiedy się rozstali, nie miała do kogo się z tym zwrócić. Miała ograniczone pole widzenia i wmawiała sobie, że chociaż Lupin ją zranił, to w niej był cały problem. Zapewnienia Molly, że wszystko się ułoży, czy obietnice Szalonookiego, że porachuje Remusowi kości uspokajały ją tylko chwilowo. Dopiero Sara, która nie patrzyła na całą sytuację tylko przez pryzmat jej cierpienia, pomogła jej zrozumieć to, co przez cały ten czas nie pozwalało jej pogodzić się z tym wszystkim. Remus Lupin kłamał, mówiąc, że nigdy nic do niej nie czuł. Miała pewność, że czuł do niej coś równie silnego, co ona… A Nimfadora wiedziała, że w życiu nie pokocha nikogo innego niż on!

Ta świadomość rodziła pewne problematyczne sytuację. Myśl, że Remus ją kocha, nie była w pełni szczęśliwa, zmuszała ją do zastanawiania się, dlaczego wszystko się tak potoczyło. Nie ułatwiało to całej sytuacji, wyjaśniało wiele, ale nie ułatwiało niczego… Wiedziała jedynie, że nadszedł czas, by przestać żyć w kłamstwie. Dlatego właśnie zdecydowała się na zamknięcie pewnej sprawy. Podjęła decyzję i nie czekała długo, by wprowadzić ją w życie.
Weszła do budynku i zaczęła wspinać się po schodach, sunąc ręką po starej drewnianej poręczy. Uśmiechnęła się smętnie, słysząc jak kolejne stopnie skrzypią pod jej ciężarem. Podeszła do drzwi i zapukała w nie pewnie, licząc, że choć odrobina tej pewności przejdzie i na nią. Usłyszała nagły trzask, jakby coś uderzyło z impetem o podłogę, a drzwi otworzyły się nagle tak, że aż odskoczyła w tył. W wejściu pojawił się Nate. Jego czarny golf i długie, eleganckie spodnie kontrastowały z bladością twarzy i jasnymi włosami. Omiótł nieco zdziwionym i odrobinę dzikim spojrzeniem klatkę schodową, a kiedy spostrzegł, że stoi przed nim Tonks, od razu przywołał na twarz swój szelmowski uśmiech, który sprawił, że z zaskoczonego mężczyzny z nikłym obłędem w oczach na nowo stał się Panem Idealnym. 
— Tonks — mruknął niskim głosem, w taki sposób, że aż po plecach przeszedł ją przyjemny dreszcz. Nie spostrzegła, kiedy Nate zrobił krok w jej stronę i stanowczo objął ją w pasie, wpijając się przy tym w jej usta. Błogie ciepło rozlało się po jej ciele i niewiele brakowało, by poddała się pocałunkom Moore’a. Może jeszcze ten jeden raz, pomyślała przez chwilę. Może należało wykorzystać ostatnią okazję, żeby nacieszyć się czyjąś bliskością, której była tak złakniona? Czuła, jak Nate ciągnie ją za sobą w stronę mieszkania i jedynie ostatkiem sił, zmusiła się do tego, żeby złapać się futryny, co brutalnie zakończyło ich pocałunek. Zdziwienie i niezrozumienie na twarzy Nate'a, było aż rażące. — Coś się stało?
— Musimy pogadać — oznajmiła rzeczowo Nimfadora, nie spoglądając na niego. 
— Brzmi poważnie — zaśmiał się Moore, ale od razu dodał: — Wejdź, zrobię coś do picia i porozmawiamy.
— Nie chcę zabierać ci tyle czasu — mruknęła, wzdychając ciężko. Wiedziała, że powinna załatwić to szybko, nie roztkliwiać się ani nad sobą, ani również nad nim. 
— Hej, jeśli coś jest nie tak, to powiedz mi — powiedział troskliwie, dotykając jej policzka, a tym samym zmuszając do spojrzenia na siebie. Nie potrafiła mu patrzeć w oczy, czuła się nieco winna, ale przede wszystkim miała wyrzuty sumienia, że oddała się mężczyźnie, do którego nic nie czuła. 
— Przepraszam, Nate, ale to ostatni raz kiedy tutaj przyszłam — wyznała.
— Chyba nie rozumiem… — Spojrzał na nią dziwnie, a Tonks nabrała pewności, że robi dobrze. — To zerwanie?
— Żeby tak było, to musielibyśmy być razem, a nigdy nie byliśmy — sprostowała. — Wpakowaliśmy się w dziwną relację bez przyszłości, a ja nie chcę tego dłużej kontynuować. 
— Tonks, zastanów się — poprosił, łapiąc ją za rękę, ale ona wyswobodziła się. — Przecież było nam ze sobą dobrze.
— Było, ale tak będzie lepiej. Jeszcze raz przepraszam, po prostu zapomnij… — westchnęła i odwróciła się na pięcie.
Schodząc po schodach, nie słyszała ich skrzypienia, a jedynie swoje serce dudniące w piersi. Bała się, że Nate za nią pobiegnie, że będzie próbował ją zatrzymać i sama nie wiedziała, jakby się wtedy zachowała. Z każdym kolejnym krokiem było łatwiej. Gdy stanęła przed budynkiem poczty, odetchnęła z ulgą i jedyna myśl, jaka jej przyszła do głowy to ta, że Lucy ją zabije za rzucenie Nate’a. Uśmiechnęła się, czując, że kolejny raz jedna z pętli wiążących jej serce zniknęła. Zerknęła na stojący obok śmietnik, na którym ktoś położył Proroka. Chwyciła go szybko i przeczytała nagłówki na pierwszej stronie. Kolejne informacje teoretycznie niezbędne dla czarodziejów by przetrwać wojnę, zajmowały większość kolumn, a ich treść była tak marna, że nawet nie była w stanie przeczytać jednej notki do końca. Wśród całej tej paplaniny dostrzegła niewielki fragment, dotyczący dziewięcioletniego chłopca, który ponoć miał być pod działaniem Imperiusa i próbował zamordować swoich rodziców. Tonks pokręciła głową… 
— Jedyna gazeta współpracująca z Ministerstwem Magii i nie potrafią nawet porządnie jej prowadzić — mruknęła zdegustowana plotkarskimi bzdurami, ale spojrzała na kolejną notkę. — Skończony imbecyl…
Przewróciła kilka stron, żeby przeczytać informację o Mundungusie Fletcherze, który został przyłapany na włamaniach do domów pod przebraniem Inferiusa i natychmiastowo skazany na miesiąc w Azkabanie. Tonks pokręciła głową. Dung zawsze wydawał się specyficzny. Widziała potencjał, jeżeli chodzi o jego obecność w Zakonie. Potrzebowali kogoś, kto obracał się na samym skraju marginesu społecznego i miał cały wachlarz znajomości spod ciemnej gwiazdy. Jednak Mundungus nie należał do osób sumiennych i zaangażowanych, stronił raczej od udziału w misjach, do Kwatery Głównej przychodził się najeść, a gdy widział gdzieś możliwość zysku, to od razu z niej korzystał. Okradł Syriusza i roztrwonił jego pamiątki rodzinne i chociaż Tonks była pewna, że Black podziękowałby mu za to, to i tak uważała Fletchera za skończoną świnię. Może ten areszt poukłada mu trochę w głowie, pomyślała, przerzucając kolejną stronę gazety i nagle zamarła. 
MORDERSTWO W PEŁNI
Od samego rana do redakcji Proroka Codziennego napływają zgłoszenia, o niepokojącej aktywności wilkołaków podczas minionej pełni. Nasz konsultant w Ministerstwie Magii potwierdza, że nielegalne zgrupowanie wilkołaków zostało zaobserwowane w okolicach Hereford. Grupa krwiożerczych istot pojawiła się minionej pełni w przysiółku w Herefordshire. Nasz rozmówca, który wolał nie podawać swoich danych personalnych, przypuszcza, że to nie było docelowe miejsce watahy wilkołaków, zasugerował nawet, że ta pełnia mogła się zakończyć masowym mordem w pobliskiej wsi, gdyby nie wewnętrzny konflikt bestii. Uważa się, że to wszystko sprawka Fenrira Greybecka, znanego z braku litości wobec ofiar wilkołaka, który w ostatnim czasie coraz częściej jest widywany w tamtym rejonie.
— Fenrir Greyback jest niebezpiecznym potworem — wyjaśnia nasz rozmówca. — Niestety ciągle pozostaje nieuchwytny, dlatego nawołujemy społeczeństwo magiczne do nadzwyczajnej ostrożności i stosowania się do wszystkich zaleceń i obostrzeń (przyp. red. broszura dotycząca zabezpieczeń przed wilkołakami na str. 9). 
— Potwierdzamy również, że wśród wilkołaków doszło do brutalnego morderstwa, które przypisuje się Greybackowi. Jego ofiara została rozszarpana, a nasze służby starają się zidentyfikować denata. Zapewne doszło do wewnętrznego konfliktu, walki o dominację, albo nieszczęśnik sprzeciwił się Greybackowi.
Tonks zgięła gazetę i opadła na kolana, obijając je boleśnie. Nie zauważyła nawet, kiedy po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Przecież to nie mogła być prawda… 
***
Wściekły krzyk wypełnił jaskinię, niosąc się po niej, a Remus poczuł się jeszcze bardziej przytłoczony minionymi wydarzeniami. Los nigdy nie ułatwiał mu życia, zawsze rzucał kłody pod nogi. Za każdym razem, kiedy udało mu się zrobić krok do przodu, to musiało wydarzyć się coś, co wszystko zrujnowało. Spojrzał na kociołek, pod którym nie palił się już ogień i warknął wściekle. 
Minął miesiąc od jego dość obiecującej, ale zarazem też niepokojącej rozmowy z Benjaminem. Słyszał, że Rivers i kilku innych wilkołaków otwarcie sprzeciwiało się Greybackowi. Nie mieli zamiaru brać udziału w żadnej wojnie ani opuszczać lasu. Remus podziwiał ich odwagę, wiedział, że ostatecznie sam nie był mile widziany w tym miejscu, Rivers dał mu to do zrozumienia, ale widział szansę dla siebie i tych ludzi. Wiedział, że jego najważniejszym zadaniem jest odciągnięcie wojny od tych ludzi. Nie był jednym z nich, ale czuł się odpowiedzialny. Widział ich zaangażowanie, chęć stworzenia sobie miejsca, w którym mogli być sobą. Udawało im się to doskonale, chociaż ciągle musieli czuć na swoich plecach oddech Fenrira i jego pobratymców. Pod skórą czuł, że to nie jest jego świat, że nie mógłby żyć razem z Meg skryty przed wszystkimi, kiedy gdzieś tam jego przyjaciele ginęliby w walce. Może gdyby nie było wojny, całego tego piekła, to mógłby zostać i również spróbować, ale był Gryfonem i nic nie mogło tego zmienić. Jednak nie przewidział tego, że jego misja niekoniecznie skończy się jego dobrowolnym odejściem, gdy uzna, że to czas. 
Wydarzenia minionej pełni uświadomiły mu to, czego powinien się domyślać. Nie tylko on prowadził w lesie swoją grę. Nie tylko on rozmawiał z wilkołakami. Greyback również rozsyłał swoich ludzi, którzy próbowali namówić innych mieszkańców lasu do przyłączenia się do Fenrira. Ostatni miesiąc pocieszał się, że jemu wychodzi to znacznie łatwiej, ale teraz… Gdy wilkołak jest zły, robi się niebezpieczny. A kiedy Fenrir Greyback jest zły, wtedy giną ludzie… 
W lesie z każdym dniem wzrastało napięcie, ale teraz cały bór wypełniał odór strachu, a nie od dziś Remus wiedział, że lęk jest doskonałym narzędziem manipulacji. Ale gdy inni się bali, on zauważył to, czego nie widział wcześniej. 
Ze świstem wypuścił powietrze. Ból po przemianie stopniowo ustępował, a mięśnie i kości przyzwyczajały się do nowej formy. Poczuł, jak Meg kładzie swój pysk na jego karku, a sierść na jego ciele aż się zjeżyła. Był o wiele spokojniejszy niż ostatnio i ona również to wyczuwała. Tym razem pełnia nie przerażała go do chwili, gdy w lesie Maggie wyczuła kogoś. 
— Jasper — warknęła cicho, chociaż Remus sam rozpoznał go po odorze skóry, który zawsze roztaczał wokół siebie.
Przed nimi pojawił się czarny wilkołak, którego sierść była splątana i wilgotna, jakby dopiero co wytarzał się błocie. Spojrzenie żółtych ślepi wbił w nich, a Remus wiedział, że ta pełnia nie będzie jednak spokojna. Jasper warczał, a ten dźwięk przypominał bardziej złowieszczy chichot. Byrne zaczął okrążać ich powolnym krokiem, nie spuszczając z nich wzroku. 
— Odejdź — zawył Remus, zasłaniając swoim ciałem Meg, ale Byrne zawarczał jeszcze bardziej szyderczo. 
— Tej nocy zginiesz, Lupin! — ryknął rzucając się do przodu. 
Wzdrygnął się na samo wspomnienie pojedynku, który przyszło mu stoczyć z Jasperem. Podejrzewał, że gdyby nie interwencja Maggie, to któryś z nich faktycznie by zginął i to prawdopodobnie, byłby on. Przejechał dłonią po karku, który był szczelnie zabandażowany. Ciągle czuł ból od zaciśniętych na nim kłach Byrna. Wydawało mu się, że to epizod, że Jasper chciał się zemścić na jakimś czarodzieju za swoje krzywdy, a Lupina darzył wyjątkową niechęcią. Jednak, gdy księżyca zaczęło ubywać, okrutna prawda wyszła na jaw. 
To nie była zemsta Byrna, a zaplanowana akcja. Tej nocy każdy, kto śmiał sprzeciwić się Greybackowi, napotkał na swojej drodze jednego z jego psów, a ten w sposób jak najbardziej brutalny prezentował małe preludium tego, co może spotkać wrogów Fenrira. Zaatakowano czternaście osób, żeby ich nastraszyć, zranić, a przede wszystkim, żeby odciągnąć uwagę problematycznych wilkołaków od Greybacka, który osobiście wybrał się na łowy. 
William Davies, znany w lesie jako Willy, ex czarodziej, który rzucił różdżkę i przeniósł się do miejsca, gdzie zaczął od nowa, gdzie odnalazł przyjaciół, w tym również Benjamina Riversa, ten sam, który podczas podsłuchanej przez Remusa rozmowy głośno sprzeciwiał się planom Fenrira, poniósł największe konsekwencje. Podobno Greyback ścigał go aż do Hereford, gdzie rozszarpał go na strzępy, pozostawiając to, co z niego zostało, na jednej z ulic. Ostrzeżenie było aż nadto zrozumiałe dla wszystkich. Lupin wiedział, że działania wilkołaka mogą mieć tylko dwa skutki albo Fenrir wzbudzi w nich takie obrzydzenie, że nikt nie będzie chciał z nim mieć czegokolwiek wspólnego, albo strach o własne życie i rodzinę będzie większy niż rozum. 
Zastanawiało go tylko jedno… Dlaczego akurat Willy? Faktycznie, miał określone poglądy, jeżeli chodziło o wojnę i Greybacka, ale Rivers był w tych kwestiach bardziej radykalny, a jednak na Benjamina Fenrir wysłał kogoś, kto nie wyrządził mu szczególnej krzywdy, a Daviesem zajął się sam. Dziwił się też, że nie przyszedł do niego. Przecież zamordowanie Lupina byłoby dla niego czystą przyjemnością, a jednak on ciągle żył… 
Dlaczego? szepnął, chowając twarz w dłoniach. Jaki Fenrir mógł mieć powód, że przez tak długi czas utrzymywał go przy życiu? Jego spojrzenie padło znowu na kociołek, w którym była mikstura, na którą poświęcił tyle czasu. W końcu była gotowa, zrobił wszystko, co było w przepisie, ale po śmierci Willy’ego nie miał sił by cieszyć się swoim sukcesem, ani ochoty żeby sprawdzić czy działa prawidłowo. Wiedział, że musi porozmawiać o tym z Moonem, ale nie chciał go teraz męczyć… Nagle zrozumiał wszystko. On wie! 
To było aż nazbyt oczywiste. Moon nie tylko jemu powiedział o eliksirze. Fenrir musiał wiedzieć, z pewnością wykorzystałby jego właściwości, żeby przemieniać się w dowolnym momencie! To właśnie dlatego pozwolił mu wrócić do lasu, żeby wysłużyć się nim. Remus miał sporządzić eliksir, a on miał z niego korzystać. Wściekłość i strach wypełniły jego ciało. Wszystko układało się w spójną całość. Żył, bo był potrzebny, ale wkrótce przestanie być… Musiał jednak zrobić tyle, ile tylko będzie mógł, żeby uratować Meg. 
***
Osunęła się na chłodną posadzkę, ignorując pytające spojrzenia obrazów. Ten korytarz na całe szczęście był pusty. Przyciągnęła nogi do piersi i objęła je ramionami. Co sobie w ogóle myślała, przychodząc do zamku? Co prawda podczas ostatniej rozmowy z Dumbledorem, kiedy zaoferowała, że aurorzy mogą patrolować również i błonia, dyrektor podał jej stosowne hasła i podzielał jej zdanie. Biegnąc tutaj, widziała na terenach przy zamkowych Morrisa i Scotta, a pod bramą kręciła się Lucy i Collins, jednak jej wizyta była całkowicie osobista. Była głupia, twierdząc, że od tak wparuje do Hogwartu, wjedzie do gabinetu dyrektora i uzyska niezbędne dla niej informacje. Zaszlochała cicho. Dyrektora nie było i nie wiedziała, jak odbierać jego nieobecność. Czy to po prostu kolejny raz, kiedy znikał z Hogwartu, żeby załatwić sobie tylko znane sprawy, czy może miało to związek z atakiem Greybacka. Bo gdyby ktoś miał cokolwiek widzieć, to właśnie byłby to Dumbledore. 
Chciała tylko wiedzieć, czy ten wilkołak, który najprawdopodobniej sprzeciwił się Greybackowi to Remus. Bo przecież, zrobiłby to z pewnością… Nigdy nie uległby temu potworowi. Chciała się upewnić, że jej strach o niego jest całkowicie zbędny, bo Lupin jest cały i zdrowy. I nie ważne było dla niej, że nadal nie wrócił z misji, że zapewne nie chciał jej widzieć, mając nadal w głowie swoje bezsensowne argumenty, nie liczyło się nic oprócz tego czy żył. Bo teraz, gdy uświadomiła sobie, że kocha tylko i wyłącznie jego, a i on musi też do niej coś czuć, nie mógł umrzeć. Świat, w którym ją porzucił i odciął się od niej, był straszny i z trudem się w nim odnajdywała, ale wiedziała, że nie potrafiłaby i nie chciała żyć w świecie bez Remusa Lupina. Bo gdyby on umarł, wszystko umarłoby wraz z nim. 
***
Szalonooki wszedł za Laurą do domu Dedalusa. Gospodarz powitał ją radośnie i zaproponował herbatę z odrobiną rumu, zanim będzie musiał wyjść do Ministerstwa. Kobieta grzecznie odmówiła. Pokuśtykał nieco bliżej, widział po niej, że nie czuje się komfortowo. Zastanawiał się czy zależało to od tego, że nachalność Dedalusa była jej nie na rękę, czy faktycznie w tym domu wydarzyło się coś, co wpłynęło na nią. Widział, jak Laura podchodzi do ławy i spogląda na rozłożone na niej księgi i zwoje pergaminów. 
— Udało ci się coś znaleźć? — spytała, nie patrząc na rozmówcę. 
— Kilka obiecujących książek i rękopisów — przyznał Dedalus i pojawił się obok niej. Moody zanotował w pamięci, że musi mu zwrócić uwagę, skoro trzymał takie poszlaki na wierzchu. — Nie zdążyłem ich jeszcze przejrzeć.
— Może ja mogłabym, skoro już tu jestem — zaproponowała, przewracając kilka stron.
— Doskonały pomysł, Lauro! — zawołał Diggle z uśmiechem. Potem porozmawiali jeszcze chwilę, a potem, gdy gospodarz się ulotnił, kobieta usiadła na fotelu i biorąc jedną z książek do ręki, pogrążyła się w lekturze. 
Nie zaglądał jej przez ramię, nie czytał drobnych liter, stał w pstrokatym salonie Dedalusa i czekał. Nie wiedział, ile czasu minęło. Nagle dziewczyna zastygła i spojrzała przed siebie, jakby w przestrzeni szukała odpowiedzi na pytanie, krążące jej po głowie. Zawahała się, odkładając książkę na wcześniejsze miejsce, ale gdy już to zrobiła, wstała i ruszyła w stronę piwnicy. Jej krok był niepewny, co przykuło uwagę Szalonookiego. Podążył za nią. W piwnicy było ciemno, jedynie nikłe światło, które padało z klatki schodowej prowadzącej na górę, rozjaśniało mrok. Laura wyprostowała się, sprawiając teraz wrażenie pewnej i zdeterminowanej. Głuche stukanie jej obcasów zwróciło uwagę śmierciożercy, który nadal siedział przywiązany do fotela. Moody na jego widok mimowolnie przeklął. Wyglądał znacznie gorzej, niż gdy widział go po raz ostatni. Jego wynędzniałe ciało i płytki oddech sprawiało wrażenie, że McCorry poddawany był ciągłym torturom. Szalonooki przez chwilę pomyślał, że ktoś nie słuchał rozkazu i na własną rękę, próbuje rozwiązać problem tego mężczyzny. 
— Oprócz ciebie nikt tu praktycznie nie przychodzi… — Jego głos był słaby i świszczący. Laura drgnęła, prawie niezauważalnie. Podeszła do stolika, gdzie napełniła szklankę wodą i przyłożyła do ust McCorry’ego. Szalonooki przyglądał się jej, gdy śmierciożerca łapczywie pił. Zachowanie Laury było szokujące. Podejrzewał, że zachowa się dokładnie tak, jak Tonks, a może nawet i gorzej. W końcu ten człowiek prawie ją zabił, mogła pragnąć zemsty, a tymczasem widział w jej zachowaniu ogrom miłosierdzia i dziwnej troski. Nie odpowiedziała jednak na jego słowa. Odstawiła szklankę na swoje miejsce. — Tamta kobieta, ta która zna moje nazwisko… Powiedziała wtedy, że mogłem mieć twoją krew na rękach. Wtedy na Śmiertelnym Nokturnie, to nie miałaś być ty… 
— Gdybym to nie była ja, to byłaby to moja kuzynka — powiedziała Laura, stojąc ciągle do niego plecami. Moody widział, jak się spięła, jak zacisnęła pięści. — Uwierz mi, wtedy znienawidziłabym cię.
— Czyli teraz mnie nie nienawidzisz? — szepnął, przyglądając jej się uważnie. Nie odpowiedziała na to pytanie, która zawisło między nimi, sprawiając, że atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta.
— Nie będziemy cię tu trzymać w nieskończoność.
— Co planujecie zrobić? — spytał, ale Moody nie usłyszał w jego głosie strachu. 
— To zależy od sytuacji — odpowiedziała zdawkowo i podeszła bliżej niego, nachyliła się nieco i spojrzała mu w oczy. — Na pewno jest coś, co możesz nam powiedzieć, czego nie obejmuje przysięga. Zastanów się! 
Mężczyzna przyglądał się jej twarzy z takim wyrazem, że Moody był w stanie pomyśleć, że zaraz powie Laurze wszystko, o co tylko zapyta. Modlił się w duchu, żeby tego nie zrobił. Czy w ten właśnie sposób, kobieta chciała go poinformować o śmierci ich zakładnika? Nie, to nie było możliwe. Twarz mężczyzny nagle przeszedł cień, a chwilę później wykrzywiła się w grymas bólu, tak nagłego i zatrważającego, że stojąca przed nim Laura znieruchomiała. Krzyk wydarł się z jego gardła, każdy mięsień stał się napięty, a żyłka na jego mokrym od potu czole pulsowała niebezpiecznie. 
— Co jest? — szepnęła Laura w panice, kiedy McCorry wił się w bólu na tyle, na ile pozwalały mu liny, które ciasno go oplatały.
— On… — wychrypiał nienaturalnym głosem śmierciożerca, zaciskając pięści. — Znowu mnie wzywa… 
Szalonooki podążył za wzrokiem Laury, która teraz z przerażeniem w oczach spoglądała na ramię mężczyzny. Na jego bladej skórze odznaczał się czarny tatuaż, ich symbol, znak śmierciożerców, którym naznaczano każdego, kto wstępował w ich szeregi. W tej chwili Mroczny Znak był czarny jak smoła, a wąż, który wił się na przedramieniu mężczyzny, sunąć po widocznych żyłach. Jeszcze chwilę Moody był świadkiem cierpienia McCorry’ego, który krzyczał na całe gardło, że chce umrzeć, a potem wszystko rozmyło się gwałtownie. Wspomnienie stało się niewyraźne, słyszał głosy, ale nie potrafił rozpoznać słów i nagle… Wszystko wróciło do normy. Wciąż był w piwnicy i patrzył na Laurę, która klęczała teraz naprzeciw McCorry’ego, a ten z kolei wyglądał tak, jakby ktoś potraktował go paskudnym cruciatusem. Oboje oddychali szybko, jakby to, co właśnie się wydarzyło, wykończyło ich w równym stopniu. Wydawało mu się przez chwilę, że Laura ma łzy w oczach, ale nie dane było mu się przyjrzeć, bo kobieta zerwała się z miejsca i ruszyła szybko w kierunku schodów. Zatrzymały ją dopiero słowa, które wypowiedział śmierciożerca.
— Powiem ci wszystko, co będę mógł. 
Alastor na nowo był w swoim salonie i pochylał się nad myśloodsiewnią. Laura z grobową miną stała obok. Omiótł ją spojrzeniem, widział doskonale, że majstrowała coś przy tym wspomnieniu. Nie wiedział tylko dlaczego, ale był pewien, że łatwo się tego nie dowie. 
— Co wyczytałaś w tej książce? — spytał, siadając na jednym z krzeseł, a kobieta odchrząknęła. Najwidoczniej spodziewała się, że od razu pociągnie temat zakłóceń we wspomnieniu.
— Nie jestem pewna czy dobrze zrozumiałam, trzeba by to porównać z innymi źródłami, ale… — zawahała się nieco, uciekając spojrzeniem od niego. — Moody, złamanie Wieczystej Przysięgi to wyrok śmierci. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie można jej obejść, nie można odwlec konsekwencji w czasie, nie można… 
— A jednak poszłaś do McCorry’ego i otrzymałaś zapewnienie, że powie tyle, ile może — zauważył, a Laura spięła się momentalnie. 
— W tej książce były opisane liczne przykłady, w których ktoś złamał przysięgę. Niektóre pochodziły z podań gwarantów, którzy byli podczas składania takiej przysięgi, ale było ich niewiele… Pozostałe nie odstawały od nich jeżeli chodzi o szczegóły związane z sytuacją, w której zostały zawarte czy osób, które się tego podjęły. Pomyślałam, a on… — zamilkła na chwilę, by oblizać spierzchnięte wargi. — On potwierdził moje domysły. 
— Co pomyślałaś? — warknął wściekle, nie chcąc by dłużej owijała to wszystko w bawełnę. 
— Podczas przesłuchania, oprócz zapewnień, że nic nam nie może powiedzieć, przyznał, że złożył Wieczystą Przysięgę i żyje… — zauważyła Laura, spoglądając na Szalonookiego znacząco. — Podczas naszej rozmowy sam poruszył temat incydentu na Nokturnie i powiedział, że on go wzywa… Zarówno fakt złożenia przysięgi, jak i misja, którą wtedy wykonywał są związane z Voldemortem. Mówił o tym i nadal żyje… 
— Chcesz powiedzieć, że… — mruknął, dostrzegając sens słów dziewczyny.
— Tak, Moody… Przysięga go obowiązuje, ale kwestią sporną jest to, co dokładnie przysięgał! Musimy się dowiedzieć, jak dokładnie brzmiały słowa przysięgi. 
— To daje nam możliwość działania — przytaknął z uznaniem i spojrzał na kobietę. — Zajmiesz się tym.
— Moody, wolałabym nie — jęknęła ze strachem w oczach. — Nie mam wystarczająco doświadczenia…
— McCorry jest chłystkiem, który zapewne pojawił się w złym miejscu i czasie, a nie rasowym śmierciożercą. Jedyną rzeczą, której się boi bardziej od śmierci, to zemsta Voldemorta. Już teraz katuje tego gówniarza na odległość, nie wiadomo ile wytrzyma zanim postrada zmysły… Widać, że nie wierzy w swojego pana, a w związku z tobą dręczą go jakieś wyrzuty sumienia — wyłożył Szalonooki, a Laura kręciła głową, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że to ona będzie musiała zająć się tą sprawą. — Poza tym to tobie obiecał, że wszystko powie. Laura musisz pociągnąć to do końca!

Okej, to w moim odczuciu najgorszy rozdział od momentu, kiedy wróciłam... Pisało mi się go strasznie ciężko i kiedy go czytałam, odniosłam wrażenie, że to przełożyło się niestety na jego jakość. Podejrzewam, że powodem tego są następne rozdziały, których baaaardzo nie chcę pisać, ale no cóż... Muszą w końcu nastąpić momenty przełomowe, co nie? Ale kolejne rozdziały muszą być dobre, więc nie wiem, kiedy się pojawią...
Ściskam Was mocno i życzę sił na kolejne dni!
Przychodzi czas, kiedy trzeba zakończyć niektóre sprawy... Laura odda się powierzonej jej misji, ale czy jej celem będzie tylko wyciągnięcie odpowiednich informacji od McCorry'ego? Czy dla Remusa jest jeszcze miejsce w lesie? Rozmowa z Andrew uświadamia mu, że przyszedł czas na podjęcie decyzji... Jakie będą jej skutki? 

10 komentarzy:

  1. Ekhem, brawa dla pana z siwiejącymi włosami za podsunięcie bestii sposobu na sianie większego zniszczenia. Ludzkość z pewnością będzie wdzięczna.
    Jestem ciekawa, skąd Moody chce wytrzasnąć tekst przysięgi. Raczej żadny śmierciożerca nie poda go na tacy, no nie?
    Ściskam mocno,
    Morri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że będę pierwsza, ale Morri mnie prześcignęła o kilka minut! 🤣

      Wyczuwam, że ten rozdział to taka przejściówka, by poukładać pewne sprawy i potem dalej ruszyć naprzód z akcją. Jednak, za szybko się ten rozdział skończył! Nie zrozumiem mnie źle, długość ok, ale tak płynnie się czytało, że mrugnelam okiem i już koniec, więc koniec końców, to komplement 😆

      Nie zdziwiła mnie wyprawa Tonks do Nate'a, jednak myślałam, że się pokłócą, że Nate jej nawrzuca, a tutaj na spokojnie. Fajny zabieg z tym artykułem, Tonks sama sobie uświadamia coraz bardziej, że nie przeszło jej to uczucie do Remusa.

      Ciekawe było też to, że Lupin uświadomił sobie, jakie były prawdziwe zamiary Moore. Chociaż, chyba wcześniej mógł sobie uświadomić, że ktoś po prostu uważa to na razie za przydatnego. Mimo to, lubię Moona i jakoś tak nie pasuje mi do niego snucie takich intryg. 🤔 Ciekawe, jak to się potoczy.

      Laura, Laura... Coś mi się nie podoba jej zachowanie co do tego śmierciożercy. Jakoś tak za słodko, za ładnie i wysnulam taka teorię, że może oni się znali wcześniej, przed tym atakiem? No bo, tak nie zachowuje się dziewczyna, która była przez takiego typka zaatakowana. Jednak brawa dla niej za tę rozkminę na koniec. Muszą poglowkować z tą przysięgą, to dobry trop.

      Na (prawie) koniec dodam tylko, że faktycznie (przynajmniej ja) miałam podczas czytania wrażenie, że wszystko w tym rozdzialejest trochę chaotyczne, w niektórych momentach się gubiłam. Ale hej, każdy może mieć lepszy, czy gorszy rozdział, to nie znaczy, że kolejne nie będą bombą! Także głowa do góry! 🙂

      Mam nadzieję, że niedługo znów coś przeczytamy o Remusie i Tonks, o jakimś ich spotkaniu, czekam na jakąś akcję no i bitwa na wieży już tak niedługo! ❤

      Dużo weny życzę i ściskam mocno!
      Olga

      Usuń
    2. Faktycznie, to jest przejściówka i to straszna... Chaotyczność tego rozdziału może wynikać z tego, że przy pisaniu skakałam między poszczególnymi fragmentami, zamiast pisać ciągiem tak, jak to robię zazwyczaj. Kolejne dwa rozdziały będą dość intensywne, potem planowałam zrobić bitwę, ale zastanawiam się czy przypadkiem nie wcisnąć tam jakiejś przejściówki.
      Cóż mam powiedzieć, Tonks nie pożegnała się jeszcze z Natem na dobre... Jeszcze przyjdzie czas na kłótnie i wyrzucenie swoich żali.
      Moon jest trochę jak Dumbledore, myśli inaczej, dalej...
      Oj Laura, Laura... Ja sama nie jestem pewna tego wątku, ale no coś mnie ciągnie, żeby go pisać. Z resztą nie potrwa zbyt długo...
      Czy niedługo będzie coś o Remusie i Tonks? No jeszcze trochę, troszeczkę... Bo w następnym rozdziale Tonks po prostu się nie pojawi...
      Ściskam Was dziewczyny baaaardzo mocno!

      Usuń
    3. Wow, dałaś mi do myślenia, co jakby Doubledore i Moon się spotkali? Chętnie przygarnęłabym one shota lub taki wątek zanim Dumni umrze. Chociaż to raczej nierealne 😀

      Olga

      Usuń
    4. Ja na razie czekam na innego one shota ;)

      Usuń
    5. Ah, tak... No powiem, tyle, Ty informujesz nas procentowo, to ja też zarzucę procentem i u mnie ten one shot jest obecnie na poziomie jakichś 60%, więc coś tam jest, czegoś nie ma, ale wydaje mi się, że będzie to ciekawe przedstawienie pewnych sytuacji. Także cierpliwości! 👌

      Olga

      Usuń
    6. I właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałam! ❤
      Chociaż sprawiła, że jeszcze bardziej nie mogę się doczekać!

      Usuń
    7. Też czekam na shota! Baw się dobrze przy pisaniu :)

      Usuń
  2. Dobra, znalazłam chwilę, żeby ogarnąć rozdział!
    Tonks wreszcie się ogarnia, cudownie <3 Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Dobrze, że postanowiła uporządkować swoje życie i postawić przed Nate'em sprawę jasno. Trochę żal chłopaka... Ale tylko trochę. Ideały mierżą. Mimo wszystko, chyba był zaangażowany, więc jednak szkoda. Liczę, że szybko się otrząśnie i znajdzie sobie kogoś dobrego dla siebie, niech ma, a co mu tam :')
    Mam też nadzieję, że Tonks szybko się dowie, że Remus ma się całkiem dobrze - przynajmniej na razie. Gdzie się teraz podziewa Dumbledore? Ach, rozwiązanie akcji nadchodzi. Co będzie dalej, jak to będzie? Trzeba czekać!
    Chciałabym się dowiedzieć więcej na temat tego, co zaszło w czasie pełni. Dlaczego podjęto takie, a nie inne decyzje? Czemu Willy? Źle się teraz dzieje w lesie. Ciekawe, czy tylko Lupin go opuści, czy może jednak inni pójdą za nim? Co zrobi z tym przeklętym eliksirem? Co się stanie z Meg? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi...
    Wątek Laury coraz bardziej mi się podoba! Chcę wiedzieć co i jak, i jeszcze rozwiązania sprawy z Derekiem... Czekam, czekam na następne rozdziały!
    Naszła mnie teraz refleksja na temat dualności mojego nastawienia do tego opowiadania. Z jednej strony czytanie go to wielka przygoda, bardzo emocjonalna i długa. Szkoda, żeby się miała już kończyć. Ale z drugiej mam wrażenie, że tej historii w końcu należy się zakończenie, takie ukoronowanie wszystkich trudów... No i czekam na Huncwotów, wiadomo... Ach. Niech ci się dobrze pisze <333333
    Atria Adara

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja to bym chciała jeszcze jednym słowem się upomnieć o Syriusza. Helloł, on wciąż czeka i my też! Mógłby namieszać i wprowadzić w fabułę trochę świeżości! 👌👌

    Olga

    OdpowiedzUsuń