Donośny
śmiech roznosił się po salonie w domu z numerem dwunastym. Przez chwilę Kwatera
Główna wydała się Tonks najradośniejszym miejscem na ziemi. Syriusz, jako
czarny pies, ganiał swój ogon pośrodku pokoju ku uciesze Nimfadory, która
skulona na fotelu śmiała się tak mocno, że rozbolał ją już od tego brzuch. Kingsley,
który również przyglądał się Blackowi. Uśmiechał się wesoło pod nosem, ciesząc
się z faktu, że przez chwilę może przestać myśleć o problemach, a Moody już od
dziesięciu minut wyglądał przez okno, oczekując członków Zakonu.
- Mają jeszcze czas. – zauważył
Kingsley, kiedy Szalonooki prychnął niecierpliwie. Zebranie miało się zacząć
pół godziny później i Alastor wiedział o tym doskonale. Jednak z każdym dniem
stary auror stawał się coraz bardziej nerwowy.
- Powinni tu być. W każdej chwili może
się coś wydarzyć, a my nie będziemy gotowi. – mruknął Moody, nie odrywając
spojrzenia od okna. – Dzisiaj Albus ma się zjawić.
- Dumbledore wraca? – spytała
zaskoczona Tonks, przestając się śmiać i przyglądać zabawom kuzyna. Moody
przytaknął skinieniem głowy. Dora poczuła nagłą pewność, że wszystko będzie
dobrze.
- Teraz przynajmniej wszyscy członkowie
będą wiedzieli, że nie może przestać nam zależeć. – Pokiwał głową Kingsley i
oparł się wygodnie na kanapie. W tym momencie Black rzucił się na Tonks i swoim
szorstkim, psim językiem zaczął lizać ją po twarzy.
- Ty niewyżyty kundlu! – zawołała,
próbując się uwolnić od animaga. Przepychali się ze sobą przez jakiś czas, aż
do momentu gdy drzwi salonu się otworzyły i pojawił się w nich Remus. Trzymał w
ręku swój zegarek z dwukierunkowym lusterkiem. Zatrzymał spojrzenie na Tonks i
Syriuszu i powiedział:
- Wszystko z nim dobrze. Nie ma się o
co martwić.
Tonks
spojrzała smutno na Lupina. Z chwilą kiedy pojawił się w salonie, jej dobry
humor natychmiast się ulotnił. Bolało ją to, że jego widok tak na nią działał.
Jednak to nie sprawiało, że jej uczucie malało. Kochała go, wiedziała to na
pewno.
- Kto to był? – spytał Moody,
odwracając się wreszcie od okna. Remus spojrzał na niego, omijając wzrokiem
Tonks.
- Snape. Pytał się czy z Syriuszem
wszystko w porządku. – odpowiedział beznamiętnym tonem.
- Smarkerus się o mnie troszczy? –
zdziwił się Black, zmieniając się nagle z powrotem w człowieka, w wyniku czego
wylądował na kolanach Tonks, z którą wcześniej siłował się jako pies.
- Nie powiedział o co chodzi. Pytał
tylko czy nic ci nie jest. – wyjaśnił Lupin, siadając obok Kingsleya.
- Pewnie chodzi o uspokojenie Harry’ego.
– stwierdził czarnoskóry auror, a Tonks przytaknęła mu.
- On na pewno się o ciebie martwi. –
skwitowała Nimfadora i zepchnęła kuzyna ze swoich kolan. Black upadł na ziemię,
a Tonks zachichotała pod nosem.
- To mi się nie podoba. Snape nie
zrobiłby nic dla Harry’ego, a zwłaszcza gdyby to się tyczyło mnie. – stwierdził
Black z zaciętą miną i wstał z podłogi.
- Albus nakazał mu ufać. – warknął
niezadowolony Moody. Nikomu z obecnych nie podobał się fakt, że muszą zawierzyć
Severusowi.
Rozmowa
nie kleiła się tak jak wcześniej, od kiedy Remus pojawił się w salonie. Być
może dlatego, że to Tonks przodowała w uprzedniej pogawędce, a teraz przy
obecności Lupina chęć na towarzyską wymianę zdań minęła jej w mgnieniu oka. Oczywiście
Syriusz próbował zagadywać swoich towarzyszy, ale jedynie Kingsley podejmował z
nim rozmowę. Moody był jak zawsze markotny, a Remus i Tonks… Ta dwójka
zakochanych działała na siebie w zupełnie inny sposób niż powinni. Nimfadora
zauważyła jak jej kuzyn rzuca przyjacielowi pełne złości spojrzenia. Cieszyła
się, że ją wspiera, że nie wyśmiał jej uczuć i trwa przy niej.
Remus
w pewnym momencie wstał, mówiąc coś o rozprostowaniu nóg. Tonks machinalnie
wstała i ruszyła za nim do drzwi. Kiedy ten je uchylił szepnął do niej:
- Chciałbym przejść się sam.
- Tak jak zawsze. – parsknęła
rozbawiona, a potem dodała: - Wydaje mi się, że musimy porozmawiać Remusie.
Lupin
miał już coś powiedzieć, zapewne odmówić, ale przerwał mu w tym pisk jego
zegarka. Wszyscy nagle zamilkli.
- Severus? Co się stało? – zdziwił się
Lupin i zmarszczył czoło.
- O Pottera. – dało się słyszeć chłodny
ton Snape’a. Syriusz zerwał się na równe nogi i wyrwał Remusowi zegarek z ręki.
- Co z nim?!
- Jest idiotą, tak jak jego ojciec
chrzestny. – skwitował Snape. – Wydaje mu się, że porwał cię Czarny Pan i
przetrzymuje cię w Departamencie Tajemnic. W tej chwili on i jego przyjaciele
niczym herosi próbują cię odbić.
- Skąd im się to w ogóle wzięło? –
spytał Moody.
- Nie wiem. Potter powiadomił mnie, że
Black jest w niebezpieczeństwie, a kiedy upewniłem się, że jak zwykle się mylił
i chciałem go o tym powiadomić, jego już nie było…
- Musimy jak najszybciej znaleźć się w
Ministerstwie. – powiedziała Tonks, czując jak jej serce zaczyna bić szybciej.
- Chociaż raz powiedziałaś coś
rozsądnego. – skomentował ją Snape.
- Na co czekamy, musimy iść! – zawołał
roztrzęsiony Syriusz.
- Ty, Black, lepiej zostań i powiadom o
wszystkim Dumbledore’a. – polecił Snape.
- Nie masz prawa mówić mi co mam robić,
Snape! – warknął Syriusz, rzucając zegarkiem o podłogę. – Stworek!
- Tak panie? Stworek usłuży swojemu
ohydnemu panu. – skłonił się skrzat, uprzednio pojawiając się pośrodku pokoju.
Tonks wydawało się, że jest on dziwnie zadowolony.
- Niedługo pojawi się tu Albus
Dumbledore. Opowiesz mu o wszystkim co wiesz, o wszystkim co związane z
Departamentem Tajemnic. Rozumiesz? – wydarł się na niego Black, a skrzat z
uśmiechem ukłonił się mu.
- Syriuszu, może lepiej będzie jak
zostaniesz. – odezwał się Kingsley, ale Syriusz już wybiegł z pokoju.
***
Nie
reagował na jego nawoływania. Nie reagował na nic. Wpadł w szał i nic nie było
w stanie go zatrzymać. Remus przyśpieszył biegnąc za nim. Deportował się spod
Grimmauld Place jako drugi, tuż po Syriuszu, a teraz oboje biegli przez atrium
opustoszałego Ministerstwa Magii. Pochwycił Blacka za rękaw i zmusił by się
zatrzymał.
- Nie powinieneś opuszczać Kwatery. –
skarcił go.
- I może miałbym grzecznie czekać na
Dumbledore’a, kiedy mój chrześniak… - warknął na niego Black.
- Wiem, że się o niego martwisz, ale
ryzykując własne życie, nie pomożesz mu.
- Remusie, nie mógłbym tak. Czy gdyby
Tonks coś groziło, byłbyś w stanie siedzieć bezczynnie? – spytał spoglądając
przyjacielowi w oczy, a jego wejrzenie jakby dotknęło samej duszy Lupina. Remus
spuścił głowę. – Rozumiesz mnie. Powinieneś powiedzieć jej ile dla ciebie
znaczy, bo czasami zdarzy się tak, że nie będziesz miał na to czasu.
Za
ich plecami rozległ się trzykrotnie trzask zwiastujący czyjąś aportację. Black
spojrzał nad ramieniem Lupina na Tonks, a potem dodał cicho.
- Ty też nie jesteś jej obojętny.
***
Chłodny,
nieprzyjemny, metaliczny głos oznajmił im, że znaleźli się przed wejściem do
Departamentu Tajemnic. Ciemny korytarz oświetlony nielicznymi pochodniami,
wydawał się o wiele bardziej mroczny niż zazwyczaj. Wszyscy doskonale znali ten
czarny tunel, prowadzący do czarnych drzwi, które jednak zawsze były zamknięte,
a teraz nie…
- Są w środku. – szepnął Kingsley, a
wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Wszyscy trzymali przed sobą różdżki, a na
twarzy mieli wymalowaną determinację. Przeszli przez czarne wrota i znaleźli
się w ciemnej, okrągłej komnacie z kilkunastoma drzwiami. Na niektórych
wypalony był znak „X”. Gdy tylko wejście, przez które weszli, się zamknęło
komnata zaczęła wirować dookoła.
- Myślą, że nas zmylą. – zawołał Moody,
przekrzykując okropny łoskot. Komnata przestała wirować.
- Które drzwi mamy wybrać? – spytała Tonks,
rozglądając się dookoła. Serce waliło jej jak szalone. Nie mogła zebrać myśli i
zastanowić się co teraz ma robić.
- Te ze znakiem zapewne Harry już
sprawdził. – pomyślał na głos Remus i ruszył w kierunku jednych z drzwi bez
znaku.
- Nie! – zawołał Syriusz. Lupin
odwrócił się w jego kierunku i już wiedział o co mu chodzi. – Oni są tutaj, nie
słyszycie?
Faktycznie,
zza drzwi po prawej stronie Blacka dało się słyszeć głuche łoskoty i krzyki.
Cała piątka wymieniła przerażone spojrzenia i wpadli do Sali przez drzwi tuż za
Syriuszem. Komnata, w której się znaleźli, przypominała amfiteatr. Przed nimi
znajdowało się wgłębienie na kilka metrów, rzędy ławek, które opadały w dół,
biegły dookoła Sali, a na samym środku znajdował się kamienny łuk, tak stary i
popękany, że aż dziw, że jeszcze tam stał. Tonks zdołała zauważyć z siedmiu
śmierciożerców, jakiegoś pyzatego chłopca i Harry’ego, który trzymał… jarzącą
się srebrnym blaskiem przepowiednie.
Śmierciożercy,
gdy tylko zorientowali się, że Zakon Feniksa przybył na odsiecz Potterowi,
ruszyli w ich stronę, miotając w nich zaklęciami. Jedyny Malfoy stał wytrwale
przy Harrym i celował w niego różdżką. Tonks instynktownie wymierzyła w niego i
rzuciła zaklęcie oszałamiające. Chybiło o cal, ale Dora nie miała czasu by je
ponowić. Zakon zasypywał wrogów gradem uroków, zeskakując po kamiennych
stopniach. Syriusz starał się jak najszybciej dostać do Harry’ego. Gdzieś
huknęło. Blacka zaatakował jakiś zamaskowany śmierciożercy, a Syriusz odpłacił
mu się tym samym. Kingsley walczył zaciekle z kolejnym, a trzeci próbował
zaskoczyć go od tyłu. Auror jednak odparował atak i walczył z dwoma naraz. Gdzieś
dalej Remus mierzył w następnego wroga. Tonks wstrzymała oddech. Salę wypełnił
śmiech mrożący krew w żyłach. Dora zmuszona była odwrócić spojrzenie od Lupina,
bała się jednak, że gdy to zrobi, jemu coś się stanie.
- Moja wspaniała siostrzenica. – Głos,
przepełniony jadem, zwrócił jej uwagę. Widok kobiety, która wypowiedziała te
słowa, sprawił, że serce Tonks na chwilę zamarło, a strach o Remusa zajął
drugie miejsce. - Nimfadora…
- Bellatrix. – Tonks spojrzała na twarz
swojej ciotki, kobiety, której tak bardzo obawiała się jej matka. Kpiący
uśmiech pojawił się na twarzy jej rywalki. Podobno ona i Andromeda były niemal
identyczne. Dora nie była w stanie dojrzeć tego podobieństwa. Od tej kobiety
biło czyste zło, a w sercu młodej aurorki pojawiła się iskra nienawiści, która
z każdą sekundą powiększała się.
- Nie cieszysz się na widok ukochanej
ciotki? – zadrwiła kobieta, bawiąc się swoją różdżką.
- Zaliczam ten moment do mało
przyjemnych. – odpowiedziała Tonks, zaciskając palce na swojej broni. Mierzyły
się wzrokiem, czekając aż, to ta druga rzuci pierwsze zaklęcie.
- Co słychać u mojej najdroższej
siostry i jej wspaniałego mężulka? – zakpiła, wykrzywiając usta w potwornym
grymasie. – Ucieszyli się na wieść, że wróciłam?
- Wątpię by ktokolwiek się z tego
cieszył. – mruknęła Tonks. Pierwsza klątwa pomknęła w jej kierunku. Schyliła
się. Najwidoczniej jej ciotce znudziły się pogawędki. Kolejne cios pokonała
zaklęciem tarczy. Smugi światła mknęły co chwila w obie strony, lecz żadna z
nich nie trafiła do celu. Tonks i jej ciotka połączone były w śmiertelnym tańcu
pośrodku wysokości schodów, a reszta walczyła tuż przy łuku. Dorze zaczynało
brakować tchu, zmęczenie przy unikaniu zaklęć niewybaczalnych dawało jej się we
znaki. Nie wiedziała co dzieje się dookoła, nie miała czasu się rozejrzeć.
Modliła się w duchu by nikomu się nic nie stało, a zwłaszcza Syriuszowi i
Remusowi. Zielony promień przemknął tuż obok jej lewego ucha i kątem oka
zauważyła jak Moody pada na ziemie powalony przez swojego przeciwnika. Łzy
pojawiły się w jej oczach. Jemu nie mogło się stać nic poważnego, przecież on
był niezniszczalny.
- Tak stanie się z każdym z was. Wytępimy
wszystkich jeden po drugim, niczym robactwo. A kiedy już skończę z tobą, zajmę
się twoim szlamowatym ojcem i matką. –zaśmiała się okropnie, widząc minę Tonks.
- Jesteś szalona! Tak samo jak twój
Pan. – warknęła aurorka, czując jak coś kłuje ją w serce.
- Jak śmiesz o nim mówić? – ryknęła
Bellatrix. Jej zachowanie zmieniło się diametralnie, teraz była wściekła. – Wy
wszyscy w porównaniu do niego jesteście nic nie warci. On jest siłą, on jest
potęgą, a wy jesteście niczym!
Szał
w jaki wpadła sprawił, że zaczęła miotać zaklęciami jak oszalała. Tonks ledwo
nadążała z obroną i unikami. Widziała w oddali Remusa, który walczył zacięcie z
przeciwnikiem. W bitwie zmieniał się, stawał się inny, pewny siebie.
Wyczarowała tarczę, która z trudem ochroniła ją przed klątwą Bellatrix. Przez
sekundę miała czas by się rozejrzeć. Zobaczyła Syriusza tuż przy Harrym i
powalonego Dołohowa. Zielone światło pomknęło w kierunku jej kuzyna. Z gardła
Tonks wydarł się krzyk, opuściła różdżkę, a tarcza przestała działać.
- Perdre
corporis! – Purpurowy promień rozświetlił całą przestrzeń i oślepił Dorę.
Chciała rzucić kolejne zaklęcie, ale… Potworny ból opanował ją od stóp aż po
głowę, czuła jakby każda część jej ciała paliła się. Wszystko wydawało się
docierać do niej z daleka, jedyne co słyszała doskonale, to śmiech jej ciotki.
Mroczna sala rozpływała się. Tonks opadała bezwładnie, czując jak pochłania ją
nicość.
***
Walka
była zacięta. Co chwila od ścian odbijały się różne klątwy, rozświetlając całą
komnatę. Moody leżał pod pierwszym rzędem schodków, jego magiczne oko poturlało
się gdzieś w niewiadomym kierunku, a krew obficie sączyła się z jego głowy. Tuż
obok niego przemknął Kingsley, walczący z Rookwoodem. Auror kulał na prawą
nogę, ale twardo się trzymał i dawał rywalowi w kość. Black rzucił się ku
Harry’emu i Neville’owi i zaatakował Dołohova, a Tonks cały czas trwała w
pojedynku z Bellatrix. Bał się o nią, bał się jak nigdy w życiu. Bellatrix była
niebezpiecznym przeciwnikiem, ale Tonks dawała sobie z nią świetnie radę. On
sam walczył z jakimś zamaskowanym śmierciożercą. Rywal był już na wyczerpaniu.
Jego poprzednik zranił Remusa w głowę, bo Lupin zapatrzył się na Tonks.
Nimfadora w walce wyzbywała się swojej niezdarności i postępowała z taką gracją
i pewnością jak nigdy. Stawała się osobą, która nie potrzebuje żadnej pomocy,
niczyjego wsparcia, jednak Lupin chciałby być przy niej i w razie potrzeby
obronić ją. Niestety, pole walki miało inne zasady. Dzieliła ich spora
odległość i nie sposób było być blisko siebie.
Przeciwnik
Remusa wycelował w niego klątwą, a ten odskoczył szybko w bok. Lupin
wypowiedział zaklęcie i cisnął w niego kulą ognia, która podpaliła jego szatę.
To dało wilkołakowi chwilę wytchnienia, mógł przeanalizować sytuację. Od
początku walki śmierciożercy mieli przewagę liczebną. Siedmiu przeciwko pięciu.
Remus rozpoznał wśród nich Bellatrix Lestrange, Lucjusza Malfoya, Augustusa
Rookwooda, Waldera Macnaira oraz Antonima Dołohowa, pozostałej dwójki nie znał.
Bellatrix od razu zatrzymała Tonks i do tej pory walczyły, Dołohow zajął się
Szalonookim i powalił go, by po chwili zaatakować Harry’ego i jego przyjaciela.
Syriusz powalił Macnaira i ruszył chrześniakowi na ratunek. Natomiast Kingsley
przez pewien czas walczył z Malfoyem i jednym z nieznanych Remusowi śmierciożerców
naraz.
Rywal
Lupina uporał się ze swoją płonącą szatą i cisnął w niego Avadą. Remus uchylił
się w ostatniej chwili. Zielona smuga światła przemknęła mu koło głowy.
Zobaczył, że zaklęcie prawie ugodziło Syriusza. Serce zatrzymało mu się na chwilę.
Całe szczęście klątwa chybiła i nikt nie został nią trafiony. Tonks również
zauważyła promień mknący w stronę jej kuzyna. Purpurowy błysk światła przykuł
uwagę Lupina. Bellatrix z kpiącym uśmiechem cisnęła zaklęciem w Nimfadorę i
zaniosła się śmiechem, gdy ciało młodej kobiety zaczęło staczać się ze stopnia
na stopień. Nogi ugięły się pod Remusem. Opadł na kolana i wbił spojrzenie w
swoją ukochaną, ignorując uśmiechniętą triumfalnie Bellatrix, która zbiegała ze
wzniesienia ku walczącym. Łzy wezbrały się w oczach Remusa, jednak nie pozwolił
im popłynąć. Wszelkie chęci i poczucie obowiązku do walki opuściły go, a świat
zwolnił. Widział tylko ją, jej bezwładne ciało opadające w dół. Nie ważne było
co się teraz stanie. Niech się dzieje co chce, nic się nie mogło liczyć
bardziej niż ona.
„Ona musi przeżyć. Nic jej nie mogło się
stać.” – odezwała się pokrzepiająca myśl w jego głowie. A skoro ona
przeżyje to i on nie mógł się poddać. Nie mógł się poddać dla niej. Zerwał się
na równe nogi i cisnął w swojego przeciwnika gradem iskier, które go
oszołomiły. Chciał podbiec do Tonks i zapewnić jej bezpieczeństwo, chciał
cisnąć najgorszą klątwę w Bellatrix, chciał pomóc swoim przyjaciołom, ale nie
mógł się rozmnożyć.
Syriusz
krzyknął coś w oddali do Harry’ego i pomknął ku Bellatrix, wypuszczając w jej
stronę kolejne zaklęcia. Remus zdecydował się podbiec do Dory i odciągnąć ja
jak najdalej od tego wszystkiego, jednak zobaczył Malfoya. Lucjusz celował
Harry’emu różdżką w żebra. Potter wypuścił przepowiednie, którą w ostatniej
chwili złapał Neville. Teraz w niego wycelował śmierciożerca. Zaklęcie
Harry’ego odrzuciło Malfoya do tyłu. Lucjusz miał już się ponownie rzucić na
chłopców, ale Remus cisnął w niego oszałamiaczem.
- Harry, zabieraj ich i UCIEKAJ! –
wrzasnął Remus, a Potter pokiwał głową i spróbował odciągnąć z pola walki
Nevilla. Lupin i Malfoy zaczęli wymieniać się urokami, a każdy z nich unikał
ciosów. Syriusz nadal trwał w walce ze swoją krewną, a Kingsley ciskał urokami
w Rookwooda. Teraz szanse były wyrównane. Wszystko zależało od nich. Musieli
pokonać trójkę śmierciożerców, zabezpieczyć przepowiednię i zapewnić wszystkim
bezpieczeństwo.
Remus
spostrzegł młodych Gryfonów, którzy z trudem wspinali się po stopniach. Jakieś
zaklęcie trafiło tuż ponad ich głowami. Neville w przestrachu upuścił
przepowiednie, która się rozbiła. Remus pobladł. Bronili tej małej, świecącej
kuli przez miesiące, a teraz ona po prostu się rozbiła. Wyczarował tarczę,
która odbiła zaklęcie Malfoya. Usłyszał krzyki Gryfonów. Rzucił kolejne
zaklęcie oszałamiające, które ugodziło jego rywala.
W
tym momencie wydarzyło się coś, co przeważyło o losach bitwy. W wejściu do
komnaty Remus dostrzegł Dumbledore’a z uniesioną różdżką. Byli uratowani!
Dumbledore zbiegł po stopniach na sam dół, a gdy śmierciożercy zdali sobie
sprawę z jego obecności obleciał ich strach. Jeden z nich próbował uciekać, ale
Dumbledore zrzucił go gdzieś na sam dół. Tylko jedna para nadal walczyła. Black
i Bellatrix wciąż ciskali w siebie zaklęciami. Syriusz uchylił się przed
bordowym strumieniem światła, a Lestrange zaśmiała się szyderczo.
- No, dalej, postaraj się, przecież
potrafisz! – ryknął Łapa, a jego głos potoczył się echem po kamiennej
sali.
- Eternal per somnium! – wrzasnęła
Bellatrix.
Kolejny bordowy promień trafił go prosto w pierś. Uśmiech nie zniknął z
jego twarzy, jednak jego oczy rozszerzyły się w wyrazie szoku. Wszyscy zwrócili
się w jego stronę, nawet Dumbledore przerwał zacięty pojedynek. Wszystko
zwolniło, tak jak w momencie gdy Tonks upadała. Ciało Syriusza wygięło się w
łuk i powoli osunęło do tyłu. Na twarzy przyjaciela Remus zobaczył coś czego
nigdy na niej nie widział – strach. Lupinowi wydawało się, że Black wpadł za
postrzępioną kotarę. Krzyk utknął w gardle Remusa. Triumfalny wrzask Bellatriks
poniósł się echem, tak jak uprzednio głos Blacka.
- SYRIUSZU! – ryknął Harry, biegnąc w
stronę łuku. – SYRIUSZU!
Gryfon
nie zdążył dobiec do podestu, bo Remus instynktownie złapał go biegu i objął
ramieniem. Czuł ten sam ból co chłopak. Dwie najbliższe mu osoby zostały ranne
i nie wiedział, co z nimi się stało. Nie rozpoznał zaklęcia jakim Bellatrix
ugodziła Nimfadorę, nie wiedział jakie ono mogło mieć skutki, a Black… Remus
widział jak zataczał się w pobliżu łuku, a jeśli do niego wpadł, to… Lupin nie
chciał o tym myśleć.
- Nie możesz nic zrobić, Harry.-
szepnął Remus.
- Muszę go stamtąd wyciągnąć, on tylko
wpadł na zasłonę!
- Harry, nie można go wyciągnąć…- Remus
zwiesił głowę. Więc Harry też to widział, też widział Blacka wpadającego za
kurtynę. Potter szarpał się rozpaczliwie, ale wilkołak nie puścił go. Nie mógł
pozwolić by chłopak również wpadł za zasłonę. – Stamtąd nie ma już powrotu.
- On wróci! Syriuszu! SYRIUSZU!
Wokół
nich nadal panowało zamieszanie, zaklęcia ciągle błyskały. Dumbledore spędził
wszystkich śmierciożerców na podest, było ich więcej niż podczas walki. Musieli
przybyć z innych sal Departamentu Tajemnic podczas bitwy. Remus spostrzegł
Moody’ego o jednym oku, który z trudem oblany własną krwią czołgał się w
kierunku nieprzytomnej Tonks. Lupin odetchnął z ulgą, wiedząc, że ktoś się nią
zajmie, ale ukuła go w serce myśl, że to nie będzie on. Szalonooki starał się
ocucić Dorę, wachlując ją ręką. Na drugim końcu sali Kingsley kontynuował walkę
Syriusza z Bellatrix. Walczył tak zacięcie, że Remus podziwiał jego wytrwałość.
W tej samej chwili podszedł do Harry’ego Neville. Potter przestał się wyrywać,
jednak Lupin nie puścił go. Nie widział czy to ze strachu, że chłopak pobiegnie
w stronę łuku, czy może obawiał się stracić kolejną osobę. Longbottom miał
spuchnięty język i mówił niewyraźnie, a jego nogi pląsały bez przerwy.
Wcześniej Remus tego nie zauważył, uniósł różdżkę i uwolnił chłopca od dalszej
męki, jego nogi znieruchomiały.
- Chodźcie, powinniśmy odnaleźć resztę.
– stwierdził Lupin, starając się myśleć racjonalnie. – Neville, gdzie oni są?
- Zą dab! – Wskazał na wyjście z
komnaty. Już mieli ruszyć w tamtą stronę, ale dobiegł ich huk i przeraźliwy
krzyk. Remus spostrzegł jak Kingsley upada na posadzkę, wyjąc z bólu. Bellatrix
uciekła w popłochu.
- Harry, nie! – zdołał zawołać Lupin,
ale Potter pomknął za nią, krzycząc, że pomści Syriusza. Remus opadł na kolano,
nie miał sił. To było ponad jego możliwości.
Dumbledore
powalił wszystkich śmierciożerców dwoma machnięciami różdżki. Wyznawcy
Voldemorta niczym domino padli nieprzytomni na ziemię, a sam dyrektor popędził
za Harrym. Remus dźwignął się na nogi. Teraz zaczęły mu doskwierać skutki
bitwy. Bark bolał go niemiłosiernie, podejrzewał również, że pękło mu żebro, a
krew sącząca się z łuku brwiowego zalewała mu prawe oko. Jęknął cicho i
słaniając się na nogach, podszedł do Moody’ego, który trzymał na kolanach głowę
Tonks.
- Tonks… - szepnął prawie niesłyszalnie
i padł przy niej. Uchwycił jej drobną, chłodną dłoń i przycisnął do piersi.
- Żyje. – odezwał się słabym, ochrypłym
głosem Szalonooki. Jego zakrwawione oblicze bez magicznego oka było jeszcze
bardziej mroczne i ponure niż zazwyczaj. – Nie wiem czym ją trafili.
- Wyjdzie z tego. – powiedział,
próbując przekonać zarówno siebie jak i Moody’ego. – Zaraz sprawdzę co z
Kingsleyem.
- A Syriusz?
- Syriusz on… - głos uwiązł mu w
gardle. Nie potrafił pogodzić się z prawdą. Jego ostatni przyjaciel…
- Wyczuwam puls! – To Kingsley zawołał
słabym głosem. Słychać było, że cierpiał, rana, którą mu zrobiła Bellatrix
musiała być naprawdę poważna. Remus nie mógł oderwać wzroku od twarzy Dory. Była
strasznie blada, a usta miała przeraźliwe sine. Twarz wykrzywiona była w
grymasie bólu. Cierpiał razem z nią. Cierpiał, bo ona cierpiała. Cierpiał, bo taki
był już jego los.
Dum, dum, dum... Tak, to właśnie jeden z najbardziej wyczekiwanych rozdziałów, zarówno przez was jak i przeze mnie. Zgadza się, oto oficjalnie Bitwa o Departament Tajemnic pojawiła się na moim blogu. Chciałam, żeby to było coś większego, lepszego niż inne rozdziały. Chciałam, żeby dało się wyczuć napięcie i grozę, towarzyszące bohaterom. Czy mi się udało? Wy to ocenicie. Teraz jak nigdy wcześniej oczekuje komentarzy z waszymi opiniami. Demokratycznie zdecydowaliście, że opublikuję ten rozdział jako jeden długi, liczący sobie dziewięć stron rozdział. Nie wiem czy to dobrze, czy może lepiej byłoby go podzielić na dwie części. Dlatego zapytałam was i to wy zadecydowaliście. Chciałam napisać coś długiego w moim postscriptum, jakąś wyniosłą odezwę do narodu, przepełnioną moimi przemyśleniami, ale jakoś nie mam dzisiaj weny... Na koniec kilka spraw:- pojawiła się nowa zakładka "Kryształowa Kula", w której możecie obejrzeć wszystkie zwiastuny mojego bloga- wczoraj, a właściwie to już dzisiaj pojawił się post, w którym znajduje się pierwszy, zrobiony przeze mnie film, zwiastujący ten rozdział. Tych, którzy go nie widzieli, zapraszam do poprzedniego postu, lub ww zakładki i zachęcam do skomentowania. Jestem ciekawa waszych opinii. - w zakładce "Pokój Życzeń" pojawiły się kolejne odpowiedzi. Już pięciu bohaterów odpowiedziało na siedem pytań. Przyznam szczerze, że odpowiadając na zadawane przez was pytania mam straszną frajdę, więc zachęcam was do odwiedzenia tej zakładki. Zadawajcie pytania wszystkim bohaterom, którzy kiedykolwiek pojawili się w moim opowiadaniu - tym żyjącym, tym nieżyjącym, pierwszoplanowym i epizodycznym.- bardzo, ale to bardzo proszę was o skomentowanie tego rozdziału. Zależy mi na tym, naprawdę. Pozostawcie po sobie chociażby jedno zdanie, zawierające waszą opinię.
I na sam koniec chciałabym wam złożyć spóźnione życzenia Wielkanocne. Oprócz tradycyjnego smacznego jajka, bogatego zająca etc. życzę wam, żebyście wykorzystali ten czas najlepiej jak tylko potraficie.Buziaki!
To było piękne. I zdecydowanie nieświąteczne, ale to bez znaczenia. CUDO!!! Aż się spłakałam. Po prostu cudo. Szczególnie ostatnie zdania. Cierpienia. I ta walka Tonks z Bellatrix. Zła, zła ciocia. Nie chciałabym takiej.
OdpowiedzUsuńOpis bitwy jest naprawdę niesamowity. Jesteś pewna, że tam cię nie było? A może coś przed nami ukrywasz? To był naprawdę bardzo realistyczny opis. O wiele lepszy niż w książce (przepraszam szanowną panią Rowling, ale taka jest prawda).
Syriusz... Nie będę się rozwodzić nad tym cholernym łukiem, ale jego "ostatnie słowa" były po prostu urocze - tak jakby testament, żeby Remus i Tonks byli razem. Proszę, niech Remus wypełni tą wolę.
Pytanie: czy w "tworzeniu" zaklęć używasz jakichś łacińskich słów? Możesz podać etymologię zaklęcia, którym dostała Tonks? Swoją drogą aż dziwne, że Remus nie zna tego zaklęcia. Przecież on wie wszystko. W końcu to już drugie nieznane zaklęcie - do tej pory nie wyjaśniłaś, czym dawno, dawno temu oberwała Laura. Domagam się wyjaśnień.
Tylko czyj puls wyczuwa Kingsley?
Pozdrawiam
PS. Przepraszam za chaos w komentarzu.
PPS. Sprawdź maila. Proszę
O Merlinie...
OdpowiedzUsuńNo i stało się. Wiedziałam, że Syriusz odejdzie, ale gdzieś w głębi liczyłam na to, że może zmienisz tok wydarzeń. No cóż, kanon to kanon.
Rozdział pięknie napisany. Bardzo realistyczny opis wydarzeń. Wczułam się w to strasznie i kiedy Syriusz odszedł, popłakałam się jak małe dziecko. Mam nadzieję, że Remus posłucha słów przyjaciela.
Pozdrawiam i życzę weny
Czy ktoś tu mnie jeszcze pamięta?! Tak, to ja! Wróciłem z zaświatów niczym Jezus! (takie tam nawiązanie do wczorajszych świąt :)) Tak naprawdę to gdyby nie powiadomienie o tym, że ktoś z moich kręgów opublikował swój pierwszy film na YT, nie wszedłbym tutaj. Jakoś odpuściłem sobie śledzenie blogsfery i publikowanie w niej swoich własnych wypocin. Może dlatego, że nie miałem na to czasu, a później już jakoś się od tego wszystkiego odzwyczaiłem. Jednak to był błąd! I to straszny błąd!
OdpowiedzUsuńZacznę może od twojego filmu, bo to on przywiódł mnie tutaj z powrotem. Jest naprawdę dobry! Aż trudno uwierzyć, że to twój pierwszy film. I kiedy go obejrzałem, wiedziałem, że jak najprędzej muszę przeczytać wszystko to, co opublikowałaś podczas mojej nieobecności.
Rozdział jest cudowny, urzekł mnie całkowicie! Opisany tak realistycznie, że zgadzam się z dziewczynami - ty musiałaś tam być! Wszystko jest idealne! To zaklęcie, którym oberwała Tonks, nie jest przypadkiem tym samym, którym dostała Laura? Tak jakoś mi się skojarzyło, kiedy Wariatka o tym wspomniał. Ale tego zaklęcia, od którego zginął Syriusz, nie kojarzę. O Syriuszu pisać nie będę, bo nienawidzę cię za to, że go uśmierciłaś! I też mnie zastanawia to, czyi puls wyczuł Kingsley.
Pozdrawiam!