5.04.2015

94) Bordowy strumień światła

                Donośny śmiech roznosił się po salonie w domu z numerem dwunastym. Przez chwilę Kwatera Główna wydała się Tonks najradośniejszym miejscem na ziemi. Syriusz, jako czarny pies, ganiał swój ogon pośrodku pokoju ku uciesze Nimfadory, która skulona na fotelu śmiała się tak mocno, że rozbolał ją już od tego brzuch. Kingsley, który również przyglądał się Blackowi. Uśmiechał się wesoło pod nosem, ciesząc się z faktu, że przez chwilę może przestać myśleć o problemach, a Moody już od dziesięciu minut wyglądał przez okno, oczekując członków Zakonu.
- Mają jeszcze czas. – zauważył Kingsley, kiedy Szalonooki prychnął niecierpliwie. Zebranie miało się zacząć pół godziny później i Alastor wiedział o tym doskonale. Jednak z każdym dniem stary auror stawał się coraz bardziej nerwowy.
- Powinni tu być. W każdej chwili może się coś wydarzyć, a my nie będziemy gotowi. – mruknął Moody, nie odrywając spojrzenia od okna. – Dzisiaj Albus ma się zjawić.
- Dumbledore wraca? – spytała zaskoczona Tonks, przestając się śmiać i przyglądać zabawom kuzyna. Moody przytaknął skinieniem głowy. Dora poczuła nagłą pewność, że wszystko będzie dobrze.
- Teraz przynajmniej wszyscy członkowie będą wiedzieli, że nie może przestać nam zależeć. – Pokiwał głową Kingsley i oparł się wygodnie na kanapie. W tym momencie Black rzucił się na Tonks i swoim szorstkim, psim językiem zaczął lizać ją po twarzy.
- Ty niewyżyty kundlu! – zawołała, próbując się uwolnić od animaga. Przepychali się ze sobą przez jakiś czas, aż do momentu gdy drzwi salonu się otworzyły i pojawił się w nich Remus. Trzymał w ręku swój zegarek z dwukierunkowym lusterkiem. Zatrzymał spojrzenie na Tonks i Syriuszu i powiedział:
- Wszystko z nim dobrze. Nie ma się o co martwić.
                Tonks spojrzała smutno na Lupina. Z chwilą kiedy pojawił się w salonie, jej dobry humor natychmiast się ulotnił. Bolało ją to, że jego widok tak na nią działał. Jednak to nie sprawiało, że jej uczucie malało. Kochała go, wiedziała to na pewno.
- Kto to był? – spytał Moody, odwracając się wreszcie od okna. Remus spojrzał na niego, omijając wzrokiem Tonks.
- Snape. Pytał się czy z Syriuszem wszystko w porządku. – odpowiedział beznamiętnym tonem.
- Smarkerus się o mnie troszczy? – zdziwił się Black, zmieniając się nagle z powrotem w człowieka, w wyniku czego wylądował na kolanach Tonks, z którą wcześniej siłował się jako pies.
- Nie powiedział o co chodzi. Pytał tylko czy nic ci nie jest. – wyjaśnił Lupin, siadając obok Kingsleya.
- Pewnie chodzi o uspokojenie Harry’ego. – stwierdził czarnoskóry auror, a Tonks przytaknęła mu.
- On na pewno się o ciebie martwi. – skwitowała Nimfadora i zepchnęła kuzyna ze swoich kolan. Black upadł na ziemię, a Tonks zachichotała pod nosem.
- To mi się nie podoba. Snape nie zrobiłby nic dla Harry’ego, a zwłaszcza gdyby to się tyczyło mnie. – stwierdził Black z zaciętą miną i wstał z podłogi.
- Albus nakazał mu ufać. – warknął niezadowolony Moody. Nikomu z obecnych nie podobał się fakt, że muszą zawierzyć Severusowi.
                Rozmowa nie kleiła się tak jak wcześniej, od kiedy Remus pojawił się w salonie. Być może dlatego, że to Tonks przodowała w uprzedniej pogawędce, a teraz przy obecności Lupina chęć na towarzyską wymianę zdań minęła jej w mgnieniu oka. Oczywiście Syriusz próbował zagadywać swoich towarzyszy, ale jedynie Kingsley podejmował z nim rozmowę. Moody był jak zawsze markotny, a Remus i Tonks… Ta dwójka zakochanych działała na siebie w zupełnie inny sposób niż powinni. Nimfadora zauważyła jak jej kuzyn rzuca przyjacielowi pełne złości spojrzenia. Cieszyła się, że ją wspiera, że nie wyśmiał jej uczuć i trwa przy niej.
                Remus w pewnym momencie wstał, mówiąc coś o rozprostowaniu nóg. Tonks machinalnie wstała i ruszyła za nim do drzwi. Kiedy ten je uchylił szepnął do niej:
- Chciałbym przejść się sam.
- Tak jak zawsze. – parsknęła rozbawiona, a potem dodała: - Wydaje mi się, że musimy porozmawiać Remusie.
                Lupin miał już coś powiedzieć, zapewne odmówić, ale przerwał mu w tym pisk jego zegarka. Wszyscy nagle zamilkli.
- Severus? Co się stało? – zdziwił się Lupin i zmarszczył czoło.
- O Pottera. – dało się słyszeć chłodny ton Snape’a. Syriusz zerwał się na równe nogi i wyrwał Remusowi zegarek z ręki.
- Co z nim?!
- Jest idiotą, tak jak jego ojciec chrzestny. – skwitował Snape. – Wydaje mu się, że porwał cię Czarny Pan i przetrzymuje cię w Departamencie Tajemnic. W tej chwili on i jego przyjaciele niczym herosi próbują cię odbić.
- Skąd im się to w ogóle wzięło? – spytał Moody.
- Nie wiem. Potter powiadomił mnie, że Black jest w niebezpieczeństwie, a kiedy upewniłem się, że jak zwykle się mylił i chciałem go o tym powiadomić, jego już nie było…
- Musimy jak najszybciej znaleźć się w Ministerstwie. – powiedziała Tonks, czując jak jej serce zaczyna bić szybciej.
- Chociaż raz powiedziałaś coś rozsądnego. – skomentował ją Snape.
- Na co czekamy, musimy iść! – zawołał roztrzęsiony Syriusz.
- Ty, Black, lepiej zostań i powiadom o wszystkim Dumbledore’a. – polecił Snape.
- Nie masz prawa mówić mi co mam robić, Snape! – warknął Syriusz, rzucając zegarkiem o podłogę.  – Stworek!
- Tak panie? Stworek usłuży swojemu ohydnemu panu. – skłonił się skrzat, uprzednio pojawiając się pośrodku pokoju. Tonks wydawało się, że jest on dziwnie zadowolony.
- Niedługo pojawi się tu Albus Dumbledore. Opowiesz mu o wszystkim co wiesz, o wszystkim co związane z Departamentem Tajemnic. Rozumiesz? – wydarł się na niego Black, a skrzat z uśmiechem ukłonił się mu.
- Syriuszu, może lepiej będzie jak zostaniesz. – odezwał się Kingsley, ale Syriusz już wybiegł z pokoju.
***
                Nie reagował na jego nawoływania. Nie reagował na nic. Wpadł w szał i nic nie było w stanie go zatrzymać. Remus przyśpieszył biegnąc za nim. Deportował się spod Grimmauld Place jako drugi, tuż po Syriuszu, a teraz oboje biegli przez atrium opustoszałego Ministerstwa Magii. Pochwycił Blacka za rękaw i zmusił by się zatrzymał.
- Nie powinieneś opuszczać Kwatery. – skarcił go.
- I może miałbym grzecznie czekać na Dumbledore’a, kiedy mój chrześniak… - warknął na niego Black.
- Wiem, że się o niego martwisz, ale ryzykując własne życie, nie pomożesz mu.
- Remusie, nie mógłbym tak. Czy gdyby Tonks coś groziło, byłbyś w stanie siedzieć bezczynnie? – spytał spoglądając przyjacielowi w oczy, a jego wejrzenie jakby dotknęło samej duszy Lupina. Remus spuścił głowę. – Rozumiesz mnie. Powinieneś powiedzieć jej ile dla ciebie znaczy, bo czasami zdarzy się tak, że nie będziesz miał na to czasu.
                Za ich plecami rozległ się trzykrotnie trzask zwiastujący czyjąś aportację. Black spojrzał nad ramieniem Lupina na Tonks, a potem dodał cicho.
- Ty też nie jesteś jej obojętny.
***
                Chłodny, nieprzyjemny, metaliczny głos oznajmił im, że znaleźli się przed wejściem do Departamentu Tajemnic. Ciemny korytarz oświetlony nielicznymi pochodniami, wydawał się o wiele bardziej mroczny niż zazwyczaj. Wszyscy doskonale znali ten czarny tunel, prowadzący do czarnych drzwi, które jednak zawsze były zamknięte, a teraz nie…
- Są w środku. – szepnął Kingsley, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Wszyscy trzymali przed sobą różdżki, a na twarzy mieli wymalowaną determinację. Przeszli przez czarne wrota i znaleźli się w ciemnej, okrągłej komnacie z kilkunastoma drzwiami. Na niektórych wypalony był znak „X”. Gdy tylko wejście, przez które weszli, się zamknęło komnata zaczęła wirować dookoła.
- Myślą, że nas zmylą. – zawołał Moody, przekrzykując okropny łoskot. Komnata przestała wirować.
- Które drzwi mamy wybrać? – spytała Tonks, rozglądając się dookoła. Serce waliło jej jak szalone. Nie mogła zebrać myśli i zastanowić się co teraz ma robić.
- Te ze znakiem zapewne Harry już sprawdził. – pomyślał na głos Remus i ruszył w kierunku jednych z drzwi bez znaku.
- Nie! – zawołał Syriusz. Lupin odwrócił się w jego kierunku i już wiedział o co mu chodzi. – Oni są tutaj, nie słyszycie?
                Faktycznie, zza drzwi po prawej stronie Blacka dało się słyszeć głuche łoskoty i krzyki. Cała piątka wymieniła przerażone spojrzenia i wpadli do Sali przez drzwi tuż za Syriuszem. Komnata, w której się znaleźli, przypominała amfiteatr. Przed nimi znajdowało się wgłębienie na kilka metrów, rzędy ławek, które opadały w dół, biegły dookoła Sali, a na samym środku znajdował się kamienny łuk, tak stary i popękany, że aż dziw, że jeszcze tam stał. Tonks zdołała zauważyć z siedmiu śmierciożerców, jakiegoś pyzatego chłopca i Harry’ego, który trzymał… jarzącą się srebrnym blaskiem przepowiednie.
                Śmierciożercy, gdy tylko zorientowali się, że Zakon Feniksa przybył na odsiecz Potterowi, ruszyli w ich stronę, miotając w nich zaklęciami. Jedyny Malfoy stał wytrwale przy Harrym i celował w niego różdżką. Tonks instynktownie wymierzyła w niego i rzuciła zaklęcie oszałamiające. Chybiło o cal, ale Dora nie miała czasu by je ponowić. Zakon zasypywał wrogów gradem uroków, zeskakując po kamiennych stopniach. Syriusz starał się jak najszybciej dostać do Harry’ego. Gdzieś huknęło. Blacka zaatakował jakiś zamaskowany śmierciożercy, a Syriusz odpłacił mu się tym samym. Kingsley walczył zaciekle z kolejnym, a trzeci próbował zaskoczyć go od tyłu. Auror jednak odparował atak i walczył z dwoma naraz. Gdzieś dalej Remus mierzył w następnego wroga. Tonks wstrzymała oddech. Salę wypełnił śmiech mrożący krew w żyłach. Dora zmuszona była odwrócić spojrzenie od Lupina, bała się jednak, że gdy to zrobi, jemu coś się stanie.
- Moja wspaniała siostrzenica. – Głos, przepełniony jadem, zwrócił jej uwagę. Widok kobiety, która wypowiedziała te słowa, sprawił, że serce Tonks na chwilę zamarło, a strach o Remusa zajął drugie miejsce. - Nimfadora…
- Bellatrix. – Tonks spojrzała na twarz swojej ciotki, kobiety, której tak bardzo obawiała się jej matka. Kpiący uśmiech pojawił się na twarzy jej rywalki. Podobno ona i Andromeda były niemal identyczne. Dora nie była w stanie dojrzeć tego podobieństwa. Od tej kobiety biło czyste zło, a w sercu młodej aurorki pojawiła się iskra nienawiści, która z każdą sekundą powiększała się.
- Nie cieszysz się na widok ukochanej ciotki? – zadrwiła kobieta, bawiąc się swoją różdżką.
- Zaliczam ten moment do mało przyjemnych. – odpowiedziała Tonks, zaciskając palce na swojej broni. Mierzyły się wzrokiem, czekając aż, to ta druga rzuci pierwsze zaklęcie.
- Co słychać u mojej najdroższej siostry i jej wspaniałego mężulka? – zakpiła, wykrzywiając usta w potwornym grymasie. – Ucieszyli się na wieść, że wróciłam?
- Wątpię by ktokolwiek się z tego cieszył. – mruknęła Tonks. Pierwsza klątwa pomknęła w jej kierunku. Schyliła się. Najwidoczniej jej ciotce znudziły się pogawędki. Kolejne cios pokonała zaklęciem tarczy. Smugi światła mknęły co chwila w obie strony, lecz żadna z nich nie trafiła do celu. Tonks i jej ciotka połączone były w śmiertelnym tańcu pośrodku wysokości schodów, a reszta walczyła tuż przy łuku. Dorze zaczynało brakować tchu, zmęczenie przy unikaniu zaklęć niewybaczalnych dawało jej się we znaki. Nie wiedziała co dzieje się dookoła, nie miała czasu się rozejrzeć. Modliła się w duchu by nikomu się nic nie stało, a zwłaszcza Syriuszowi i Remusowi. Zielony promień przemknął tuż obok jej lewego ucha i kątem oka zauważyła jak Moody pada na ziemie powalony przez swojego przeciwnika. Łzy pojawiły się w jej oczach. Jemu nie mogło się stać nic poważnego, przecież on był niezniszczalny.
- Tak stanie się z każdym z was. Wytępimy wszystkich jeden po drugim, niczym robactwo. A kiedy już skończę z tobą, zajmę się twoim szlamowatym ojcem i matką. –zaśmiała się okropnie, widząc minę Tonks.
- Jesteś szalona! Tak samo jak twój Pan. – warknęła aurorka, czując jak coś kłuje ją w serce.
- Jak śmiesz o nim mówić? – ryknęła Bellatrix. Jej zachowanie zmieniło się diametralnie, teraz była wściekła. – Wy wszyscy w porównaniu do niego jesteście nic nie warci. On jest siłą, on jest potęgą, a wy jesteście niczym!
                Szał w jaki wpadła sprawił, że zaczęła miotać zaklęciami jak oszalała. Tonks ledwo nadążała z obroną i unikami. Widziała w oddali Remusa, który walczył zacięcie z przeciwnikiem. W bitwie zmieniał się, stawał się inny, pewny siebie. Wyczarowała tarczę, która z trudem ochroniła ją przed klątwą Bellatrix. Przez sekundę miała czas by się rozejrzeć. Zobaczyła Syriusza tuż przy Harrym i powalonego Dołohowa. Zielone światło pomknęło w kierunku jej kuzyna. Z gardła Tonks wydarł się krzyk, opuściła różdżkę, a tarcza przestała działać.
- Perdre corporis! – Purpurowy promień rozświetlił całą przestrzeń i oślepił Dorę. Chciała rzucić kolejne zaklęcie, ale… Potworny ból opanował ją od stóp aż po głowę, czuła jakby każda część jej ciała paliła się. Wszystko wydawało się docierać do niej z daleka, jedyne co słyszała doskonale, to śmiech jej ciotki. Mroczna sala rozpływała się. Tonks opadała bezwładnie, czując jak pochłania ją nicość.
***
                Walka była zacięta. Co chwila od ścian odbijały się różne klątwy, rozświetlając całą komnatę. Moody leżał pod pierwszym rzędem schodków, jego magiczne oko poturlało się gdzieś w niewiadomym kierunku, a krew obficie sączyła się z jego głowy. Tuż obok niego przemknął Kingsley, walczący z Rookwoodem. Auror kulał na prawą nogę, ale twardo się trzymał i dawał rywalowi w kość. Black rzucił się ku Harry’emu i Neville’owi i zaatakował Dołohova, a Tonks cały czas trwała w pojedynku z Bellatrix. Bał się o nią, bał się jak nigdy w życiu. Bellatrix była niebezpiecznym przeciwnikiem, ale Tonks dawała sobie z nią świetnie radę. On sam walczył z jakimś zamaskowanym śmierciożercą. Rywal był już na wyczerpaniu. Jego poprzednik zranił Remusa w głowę, bo Lupin zapatrzył się na Tonks. Nimfadora w walce wyzbywała się swojej niezdarności i postępowała z taką gracją i pewnością jak nigdy. Stawała się osobą, która nie potrzebuje żadnej pomocy, niczyjego wsparcia, jednak Lupin chciałby być przy niej i w razie potrzeby obronić ją. Niestety, pole walki miało inne zasady. Dzieliła ich spora odległość i nie sposób było być blisko siebie.
                Przeciwnik Remusa wycelował w niego klątwą, a ten odskoczył szybko w bok. Lupin wypowiedział zaklęcie i cisnął w niego kulą ognia, która podpaliła jego szatę. To dało wilkołakowi chwilę wytchnienia, mógł przeanalizować sytuację. Od początku walki śmierciożercy mieli przewagę liczebną. Siedmiu przeciwko pięciu. Remus rozpoznał wśród nich Bellatrix Lestrange, Lucjusza Malfoya, Augustusa Rookwooda, Waldera Macnaira oraz Antonima Dołohowa, pozostałej dwójki nie znał. Bellatrix od razu zatrzymała Tonks i do tej pory walczyły, Dołohow zajął się Szalonookim i powalił go, by po chwili zaatakować Harry’ego i jego przyjaciela. Syriusz powalił Macnaira i ruszył chrześniakowi na ratunek. Natomiast Kingsley przez pewien czas walczył z Malfoyem i jednym z nieznanych Remusowi śmierciożerców naraz.
                Rywal Lupina uporał się ze swoją płonącą szatą i cisnął w niego Avadą. Remus uchylił się w ostatniej chwili. Zielona smuga światła przemknęła mu koło głowy. Zobaczył, że zaklęcie prawie ugodziło Syriusza. Serce zatrzymało mu się na chwilę. Całe szczęście klątwa chybiła i nikt nie został nią trafiony. Tonks również zauważyła promień mknący w stronę jej kuzyna. Purpurowy błysk światła przykuł uwagę Lupina. Bellatrix z kpiącym uśmiechem cisnęła zaklęciem w Nimfadorę i zaniosła się śmiechem, gdy ciało młodej kobiety zaczęło staczać się ze stopnia na stopień. Nogi ugięły się pod Remusem. Opadł na kolana i wbił spojrzenie w swoją ukochaną, ignorując uśmiechniętą triumfalnie Bellatrix, która zbiegała ze wzniesienia ku walczącym. Łzy wezbrały się w oczach Remusa, jednak nie pozwolił im popłynąć. Wszelkie chęci i poczucie obowiązku do walki opuściły go, a świat zwolnił. Widział tylko ją, jej bezwładne ciało opadające w dół. Nie ważne było co się teraz stanie. Niech się dzieje co chce, nic się nie mogło liczyć bardziej niż ona.
                „Ona musi przeżyć. Nic jej nie mogło się stać.” – odezwała się pokrzepiająca myśl w jego głowie. A skoro ona przeżyje to i on nie mógł się poddać. Nie mógł się poddać dla niej. Zerwał się na równe nogi i cisnął w swojego przeciwnika gradem iskier, które go oszołomiły. Chciał podbiec do Tonks i zapewnić jej bezpieczeństwo, chciał cisnąć najgorszą klątwę w Bellatrix, chciał pomóc swoim przyjaciołom, ale nie mógł się rozmnożyć.
                Syriusz krzyknął coś w oddali do Harry’ego i pomknął ku Bellatrix, wypuszczając w jej stronę kolejne zaklęcia. Remus zdecydował się podbiec do Dory i odciągnąć ja jak najdalej od tego wszystkiego, jednak zobaczył Malfoya. Lucjusz celował Harry’emu różdżką w żebra. Potter wypuścił przepowiednie, którą w ostatniej chwili złapał Neville. Teraz w niego wycelował śmierciożerca. Zaklęcie Harry’ego odrzuciło Malfoya do tyłu. Lucjusz miał już się ponownie rzucić na chłopców, ale Remus cisnął w niego oszałamiaczem.  
- Harry, zabieraj ich i UCIEKAJ! – wrzasnął Remus, a Potter pokiwał głową i spróbował odciągnąć z pola walki Nevilla. Lupin i Malfoy zaczęli wymieniać się urokami, a każdy z nich unikał ciosów. Syriusz nadal trwał w walce ze swoją krewną, a Kingsley ciskał urokami w Rookwooda. Teraz szanse były wyrównane. Wszystko zależało od nich. Musieli pokonać trójkę śmierciożerców, zabezpieczyć przepowiednię i zapewnić wszystkim bezpieczeństwo.
                Remus spostrzegł młodych Gryfonów, którzy z trudem wspinali się po stopniach. Jakieś zaklęcie trafiło tuż ponad ich głowami. Neville w przestrachu upuścił przepowiednie, która się rozbiła. Remus pobladł. Bronili tej małej, świecącej kuli przez miesiące, a teraz ona po prostu się rozbiła. Wyczarował tarczę, która odbiła zaklęcie Malfoya. Usłyszał krzyki Gryfonów. Rzucił kolejne zaklęcie oszałamiające, które ugodziło jego rywala.
                W tym momencie wydarzyło się coś, co przeważyło o losach bitwy. W wejściu do komnaty Remus dostrzegł Dumbledore’a z uniesioną różdżką. Byli uratowani! Dumbledore zbiegł po stopniach na sam dół, a gdy śmierciożercy zdali sobie sprawę z jego obecności obleciał ich strach. Jeden z nich próbował uciekać, ale Dumbledore zrzucił go gdzieś na sam dół. Tylko jedna para nadal walczyła. Black i Bellatrix wciąż ciskali w siebie zaklęciami. Syriusz uchylił się przed bordowym strumieniem światła, a Lestrange zaśmiała się szyderczo.
- No, dalej, postaraj się, przecież potrafisz! – ryknął Łapa, a jego głos potoczył się echem po kamiennej sali. 
- Eternal per somnium! – wrzasnęła Bellatrix.
                Kolejny bordowy promień trafił go prosto w pierś. Uśmiech nie zniknął z jego twarzy, jednak jego oczy rozszerzyły się w wyrazie szoku. Wszyscy zwrócili się w jego stronę, nawet Dumbledore przerwał zacięty pojedynek. Wszystko zwolniło, tak jak w momencie gdy Tonks upadała. Ciało Syriusza wygięło się w łuk i powoli osunęło do tyłu. Na twarzy przyjaciela Remus zobaczył coś czego nigdy na niej nie widział – strach. Lupinowi wydawało się, że Black wpadł za postrzępioną kotarę. Krzyk utknął w gardle Remusa. Triumfalny wrzask Bellatriks poniósł się echem, tak jak uprzednio głos Blacka.
- SYRIUSZU! – ryknął Harry, biegnąc w stronę łuku. – SYRIUSZU!
                Gryfon nie zdążył dobiec do podestu, bo Remus instynktownie złapał go biegu i objął ramieniem. Czuł ten sam ból co chłopak. Dwie najbliższe mu osoby zostały ranne i nie wiedział, co z nimi się stało. Nie rozpoznał zaklęcia jakim Bellatrix ugodziła Nimfadorę, nie wiedział jakie ono mogło mieć skutki, a Black… Remus widział jak zataczał się w pobliżu łuku, a jeśli do niego wpadł, to… Lupin nie chciał o tym myśleć.
- Nie możesz nic zrobić, Harry.- szepnął Remus.
- Muszę go stamtąd wyciągnąć, on tylko wpadł na zasłonę!
- Harry, nie można go wyciągnąć…- Remus zwiesił głowę. Więc Harry też to widział, też widział Blacka wpadającego za kurtynę. Potter szarpał się rozpaczliwie, ale wilkołak nie puścił go. Nie mógł pozwolić by chłopak również wpadł za zasłonę. – Stamtąd nie ma już powrotu.
- On wróci! Syriuszu! SYRIUSZU!
                Wokół nich nadal panowało zamieszanie, zaklęcia ciągle błyskały. Dumbledore spędził wszystkich śmierciożerców na podest, było ich więcej niż podczas walki. Musieli przybyć z innych sal Departamentu Tajemnic podczas bitwy. Remus spostrzegł Moody’ego o jednym oku, który z trudem oblany własną krwią czołgał się w kierunku nieprzytomnej Tonks. Lupin odetchnął z ulgą, wiedząc, że ktoś się nią zajmie, ale ukuła go w serce myśl, że to nie będzie on. Szalonooki starał się ocucić Dorę, wachlując ją ręką. Na drugim końcu sali Kingsley kontynuował walkę Syriusza z Bellatrix. Walczył tak zacięcie, że Remus podziwiał jego wytrwałość. W tej samej chwili podszedł do Harry’ego Neville. Potter przestał się wyrywać, jednak Lupin nie puścił go. Nie widział czy to ze strachu, że chłopak pobiegnie w stronę łuku, czy może obawiał się stracić kolejną osobę. Longbottom miał spuchnięty język i mówił niewyraźnie, a jego nogi pląsały bez przerwy. Wcześniej Remus tego nie zauważył, uniósł różdżkę i uwolnił chłopca od dalszej męki, jego nogi znieruchomiały.
- Chodźcie, powinniśmy odnaleźć resztę. – stwierdził Lupin, starając się myśleć racjonalnie. – Neville, gdzie oni są?
- Zą dab! – Wskazał na wyjście z komnaty. Już mieli ruszyć w tamtą stronę, ale dobiegł ich huk i przeraźliwy krzyk. Remus spostrzegł jak Kingsley upada na posadzkę, wyjąc z bólu. Bellatrix uciekła w popłochu.
- Harry, nie! – zdołał zawołać Lupin, ale Potter pomknął za nią, krzycząc, że pomści Syriusza. Remus opadł na kolano, nie miał sił. To było ponad jego możliwości.
                Dumbledore powalił wszystkich śmierciożerców dwoma machnięciami różdżki. Wyznawcy Voldemorta niczym domino padli nieprzytomni na ziemię, a sam dyrektor popędził za Harrym. Remus dźwignął się na nogi. Teraz zaczęły mu doskwierać skutki bitwy. Bark bolał go niemiłosiernie, podejrzewał również, że pękło mu żebro, a krew sącząca się z łuku brwiowego zalewała mu prawe oko. Jęknął cicho i słaniając się na nogach, podszedł do Moody’ego, który trzymał na kolanach głowę Tonks.
- Tonks… - szepnął prawie niesłyszalnie i padł przy niej. Uchwycił jej drobną, chłodną dłoń i przycisnął do piersi.
- Żyje. – odezwał się słabym, ochrypłym głosem Szalonooki. Jego zakrwawione oblicze bez magicznego oka było jeszcze bardziej mroczne i ponure niż zazwyczaj. – Nie wiem czym ją trafili.
- Wyjdzie z tego. – powiedział, próbując przekonać zarówno siebie jak i Moody’ego. – Zaraz sprawdzę co z Kingsleyem.
- A Syriusz?
- Syriusz on… - głos uwiązł mu w gardle. Nie potrafił pogodzić się z prawdą. Jego ostatni przyjaciel…

- Wyczuwam puls! – To Kingsley zawołał słabym głosem. Słychać było, że cierpiał, rana, którą mu zrobiła Bellatrix musiała być naprawdę poważna. Remus nie mógł oderwać wzroku od twarzy Dory. Była strasznie blada, a usta miała przeraźliwe sine. Twarz wykrzywiona była w grymasie bólu. Cierpiał razem z nią. Cierpiał, bo ona cierpiała. Cierpiał, bo taki był już jego los.

Dum, dum, dum... Tak, to właśnie jeden z najbardziej wyczekiwanych rozdziałów, zarówno przez was jak i przeze mnie. Zgadza się, oto oficjalnie Bitwa o Departament Tajemnic pojawiła się na moim blogu. Chciałam, żeby to było coś większego, lepszego niż inne rozdziały. Chciałam, żeby dało się wyczuć napięcie i grozę, towarzyszące bohaterom. Czy mi się udało? Wy to ocenicie. Teraz jak nigdy wcześniej oczekuje komentarzy z waszymi opiniami. Demokratycznie zdecydowaliście, że opublikuję ten rozdział jako jeden długi, liczący sobie dziewięć stron rozdział. Nie wiem czy to dobrze, czy może lepiej byłoby go podzielić na dwie części. Dlatego zapytałam was i to wy zadecydowaliście. Chciałam napisać coś długiego w moim postscriptum, jakąś wyniosłą odezwę do narodu, przepełnioną moimi przemyśleniami, ale jakoś nie mam dzisiaj weny... Na koniec kilka spraw:- pojawiła się nowa zakładka "Kryształowa Kula", w której możecie obejrzeć wszystkie zwiastuny mojego bloga- wczoraj, a właściwie to już dzisiaj pojawił się post, w którym znajduje się pierwszy, zrobiony przeze mnie film, zwiastujący ten rozdział. Tych, którzy go nie widzieli, zapraszam do poprzedniego postu, lub ww zakładki i zachęcam do skomentowania. Jestem ciekawa waszych opinii. - w zakładce "Pokój Życzeń" pojawiły się kolejne odpowiedzi. Już pięciu bohaterów odpowiedziało na siedem pytań. Przyznam szczerze, że odpowiadając na zadawane przez was pytania mam straszną frajdę, więc zachęcam was do odwiedzenia tej zakładki. Zadawajcie pytania wszystkim bohaterom, którzy kiedykolwiek pojawili się w moim opowiadaniu - tym żyjącym, tym nieżyjącym, pierwszoplanowym i epizodycznym.- bardzo, ale to bardzo proszę was o skomentowanie tego rozdziału. Zależy mi na tym, naprawdę. Pozostawcie po sobie chociażby jedno zdanie, zawierające waszą opinię. 
I na sam koniec chciałabym wam złożyć spóźnione życzenia Wielkanocne. Oprócz tradycyjnego smacznego jajka, bogatego zająca etc. życzę wam, żebyście wykorzystali ten czas najlepiej jak tylko potraficie.Buziaki! 

3 komentarze:

  1. To było piękne. I zdecydowanie nieświąteczne, ale to bez znaczenia. CUDO!!! Aż się spłakałam. Po prostu cudo. Szczególnie ostatnie zdania. Cierpienia. I ta walka Tonks z Bellatrix. Zła, zła ciocia. Nie chciałabym takiej.
    Opis bitwy jest naprawdę niesamowity. Jesteś pewna, że tam cię nie było? A może coś przed nami ukrywasz? To był naprawdę bardzo realistyczny opis. O wiele lepszy niż w książce (przepraszam szanowną panią Rowling, ale taka jest prawda).
    Syriusz... Nie będę się rozwodzić nad tym cholernym łukiem, ale jego "ostatnie słowa" były po prostu urocze - tak jakby testament, żeby Remus i Tonks byli razem. Proszę, niech Remus wypełni tą wolę.
    Pytanie: czy w "tworzeniu" zaklęć używasz jakichś łacińskich słów? Możesz podać etymologię zaklęcia, którym dostała Tonks? Swoją drogą aż dziwne, że Remus nie zna tego zaklęcia. Przecież on wie wszystko. W końcu to już drugie nieznane zaklęcie - do tej pory nie wyjaśniłaś, czym dawno, dawno temu oberwała Laura. Domagam się wyjaśnień.
    Tylko czyj puls wyczuwa Kingsley?
    Pozdrawiam
    PS. Przepraszam za chaos w komentarzu.
    PPS. Sprawdź maila. Proszę

    OdpowiedzUsuń
  2. O Merlinie...
    No i stało się. Wiedziałam, że Syriusz odejdzie, ale gdzieś w głębi liczyłam na to, że może zmienisz tok wydarzeń. No cóż, kanon to kanon.
    Rozdział pięknie napisany. Bardzo realistyczny opis wydarzeń. Wczułam się w to strasznie i kiedy Syriusz odszedł, popłakałam się jak małe dziecko. Mam nadzieję, że Remus posłucha słów przyjaciela.
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ktoś tu mnie jeszcze pamięta?! Tak, to ja! Wróciłem z zaświatów niczym Jezus! (takie tam nawiązanie do wczorajszych świąt :)) Tak naprawdę to gdyby nie powiadomienie o tym, że ktoś z moich kręgów opublikował swój pierwszy film na YT, nie wszedłbym tutaj. Jakoś odpuściłem sobie śledzenie blogsfery i publikowanie w niej swoich własnych wypocin. Może dlatego, że nie miałem na to czasu, a później już jakoś się od tego wszystkiego odzwyczaiłem. Jednak to był błąd! I to straszny błąd!
    Zacznę może od twojego filmu, bo to on przywiódł mnie tutaj z powrotem. Jest naprawdę dobry! Aż trudno uwierzyć, że to twój pierwszy film. I kiedy go obejrzałem, wiedziałem, że jak najprędzej muszę przeczytać wszystko to, co opublikowałaś podczas mojej nieobecności.
    Rozdział jest cudowny, urzekł mnie całkowicie! Opisany tak realistycznie, że zgadzam się z dziewczynami - ty musiałaś tam być! Wszystko jest idealne! To zaklęcie, którym oberwała Tonks, nie jest przypadkiem tym samym, którym dostała Laura? Tak jakoś mi się skojarzyło, kiedy Wariatka o tym wspomniał. Ale tego zaklęcia, od którego zginął Syriusz, nie kojarzę. O Syriuszu pisać nie będę, bo nienawidzę cię za to, że go uśmierciłaś! I też mnie zastanawia to, czyi puls wyczuł Kingsley.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń