-
On chyba jest dla ciebie ważny. – mruknęła pod nosem Andromeda, rozczesując
włosy córki, które praktycznie co chwilę zmieniły swój kolor. Nimfadora
siedziała przed toaletką w sypialni rodziców i pozwalała matce robić cokolwiek
zechce z jej niesfornymi kosmykami. To był właśnie ten dzień, sobota. Za dwie
godziny miała spotkać się z Natem Moorem. Właściwie nie wiedziała dlaczego tak
się denerwowała. Od samego rana biegała po domu próbując się doprowadzić do
ładu, zapominając o swoich mocach, które zazwyczaj wykorzystywała w takich
sytuacjach. Nigdy nie przejmowała się randkami. One po prostu były, a Tonks nie
musiała się za bardzo na nie przygotowywać. Nie rozumiała, więc dlaczego tym
razem było inaczej. Nate był przystojnym mężczyzną, nawet bardzo. Nimfadora
sama sobie się dziwiła, że nie widziała go wcześniej w Ministerstwie. Chyba
naprawdę chciała się z nim spotkać.
- Prawie go nie znam. – zauważyła Dora,
podczas gdy jej matka plotła warkocz francuski z jej barwnych włosów. Poprosiła
ją o pomoc, bo nie dawała rady z sama ze sobą. Serce kołatało jej w piersi, a
oddech przyśpieszał z każdą sekundą przybliżającą ją do randki. To nigdy się
nie zdarzało, Andromeda zazwyczaj dowiadywała się o tym, że córka wychodzi i
tyle. Czuła się taka szczęśliwa, gdy Dora przyszła i spytała czy jej pomoże.
Nimfadora nie należała do tego typu dziewcząt, które rozmawiały z matkami o
swoich problemach ani sukcesach, dlatego taka miła odmiana pasowała Dromedzie.
- Czasami bywa tak, że nie musisz kogoś
znać by się w nim zakochać. – westchnęła jej matka i uśmiechnęła się, widząc
jak córka przygryza delikatnie dolną wargę. Chciała uwierzyć w to, że Nimfadora
znajdzie w końcu miłego chłopca, który ją pokocha całym sercem.
- Czasami… - westchnęła Tonks. Uśmiechnęła
się na widok swojego odbicia. Jej matka naprawdę dobrze się spisała, chyba Dora
nigdy nie wyglądała lepiej. Warkocz zaczynał się przy jej prawej skroni i
tworzył z jej długich włosów coś w rodzaju wieńca, zdobiącego jej głowę. Tonks
zmieniła kolor swojej fryzury, tak że fiolet, róż i morski błękit przeplatały
się ze sobą w barwnym tańcu.
- Pamiętaj, że każdy zasługuje na
szansę. – powiedziała Andromeda i cmoknęła córkę w blady policzek. – To
spotkanie może przynieść ze sobą fascynujące skutki. Nie możesz bać się życia,
Doro.
***
Zarzucił
na siebie tweedową marynarkę i poprawił kołnierzyk koszuli, który był już
widocznie wypłowiały. Miał jeszcze sporo czasu. Sam nie wiedział co się z nim
działo tego dnia. Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Obudził się wcześnie rano i
nawet nie próbował ukrywać, że ma zły nastrój. Syriusz oczywiście naigrywał się
z niego przez cały czas twierdząc, że Remus dziadzieje, ale to nie o to
chodziło…
Nimfadora
umówiła się na randkę z kimś kogo nie znała, a co gorsza on go nie znał. Nie
wiedział czy ten mężczyzna jest wart by spotkać się z kimś takim jak Tonks.
Chociaż w jego oczach nikt nie był na tyle dobry by móc być z Dorą, nawet on
sam. Jednak bolało go to. Od kiedy Tonks rozstała się z Dukem, nie było nikogo
innego, a Lupinowi bardzo to odpowiadało. Nie mógł z nią być, ale nie był też
kogoś innego, kto zajmowałby miejsce w sercu Dory. Był tak naiwny i myślał, że
tak już będzie zawsze, ale… Rzeczywistość była inna.
Dobrze,
że tego dnia miał przydzieloną wartę pod Departamentem Tajemnic. Nie wiedział
co mógłby zrobić, siedząc bezczynnie w
domu z myślą, że gdzieś tam Tonks spędza czas z kimś innym. Właściwie nie
wiedział czy będzie w stanie się skupić na swoim zadaniu, bo cały dzień myślami
biegł do tej drobnej, barwnej osóbki.
Właściwie
nic nie działo się pod Departamentem. Nic nie działo się w całym kraju, a
przynajmniej Zakon o niczym nie wiedział. Wszyscy zgodnie twierdzili, że to
cisza przed burzą. Niedługo miał minąć rok od momentu, gdy podczas Turnieju
Trójmagicznego, Voldemort powrócił, a oprócz dementorów, które zaatakowały
Harry’ego, przeciągnięcia olbrzymów na swoją stronę, masowej ucieczki z
Azkabanu, nie działo się nic więcej. Podczas pierwszej wojny wyglądało to
zupełnie inaczej. Wtedy nie było dnia by jakaś zła wiadomość nie zakłóciła
nikłego spokoju, a teraz… Tylko cicha, bezradna niepewność.
Chwycił
różdżkę i schował ją za pazuchę. Zszedł po schodach i zajrzał do kuchni, gdzie
przy stole siedział Syriusz. Wyglądał mizernie. W niczym nie przypominał tego
Blacka z Hogwartu, był teraz wrakiem człowieka. Próbował udawać, że jest
inaczej, ale gdy nikt na niego nie patrzył, zdejmował swoją maskę i pokazywał
prawdziwą twarz. Syriusz z każdym dniem był coraz bardziej markotny, a Lupin
nie mógł mu pomóc, bo sam nie tryskał energią.
- Wychodzę. – mruknął Remus, a Syriusz
na dźwięk jego głosu przywołał uśmiech na twarz. Kiwnął głową na znak, że
zrozumiał. Remus odwrócił się i już miał zniknąć, kiedy jego przyjaciel się
odezwał.
- Nie przejmuj się tym facetem. To dla
niej nic nie znaczy.
- O co tobie chodzi? – spytał Remus,
udając zdziwionego chociaż tak naprawdę wiedział, co ma na myśli jego
przyjaciel.
- To jedna randka. Traktuj to tak samo
jak twój pocałunek z tą całą Meg.
- Ty wiesz… - wydukał Lupin, tym razem
naprawdę zszokowany. Jego serce zabiło szybciej.
- Czy ty naprawdę myślałeś, że nie
zapamiętam tego jak wyznajesz, że kochasz moją kuzynkę, a jakaś wilczyca całuje
cię w krzakach? – Uniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się w ten huncwocki
sposób. – Byłem pijany, ale nie aż tak.
- Muszę już iść. – mruknął Remus i
zniknął, słysząc jeszcze jak Black śmieje się głośno. On nie miał prawa
pamiętać tego co Lupin powiedział, to był sekret i sekretem miał pozostać.
***
Słońce
zachodziło już za horyzontem, a lekki wiosenny wietrzyk delikatnie drażnił jej
zaróżowione policzki. Nimfadora przygładziła swoją beżową sukienkę i poprawiła
włosy. Cały czas dziwiła się, że włożyła sukienkę. Rozejrzała się po ulicy
Głównej, była pusta. Tylko Tonks stała na niej trzęsąc się z nerwów i czekając
na swojego towarzysza.
Głuch
trzask zwiastował czyjąś teleportacje. Tonks odwróciła się natychmiast, gotowa
w każdej chwili wyciągnąć różdżkę i spojrzała na uśmiechniętego Nate’a. Przez
głowę Tonks przeszła myśl, że wygląda idealnie, a zwłaszcza gdy się uśmiechał. Założył
zwykły mugolski strój, czarne spodnie i jeansową koszulę, a swoje blond włosy
zaczesał do tyłu.
- Wyglądasz zjawiskowo. – powiedział,
podchodząc do niej. Schylił się z gracją i musnął ustami wierzch jej dłoni.
Tonks poczuła jak policzki jej się czerwienią, a serce przyśpiesza na widok
bukietu czerwonych róż, który jej wręczył.
- Mogłabym to samo powiedzieć tobie. –
stwierdził na wydechu, a Nate uśmiechnął się szerzej. Patrzyli na siebie przez
dłuższą chwile, nie odzywając się. Stres jaki towarzyszył Tonks przed randką,
nie zniknął, wręcz wzmógł się, a idiotyczna chęć ucieczki nawiedziła jej głowę.
Nate odchrząknął.
- Trochę wieje, może pójdziemy gdzieś
usiąść? – zaproponował, a Nimfadora ochoczo pokiwała głową. Była przekonana, że
jeśliby ubrała spodnie, nie byłoby jej tak zimno. Nate objął ją ramieniem i
poprowadził wzdłuż ulicy. – Też nie mogłaś się doczekać naszego spotkania? Ja
cały dzień chodziłem jak na szpilkach.
- Gdybyś widział jak ja się zachowywałam.
– zaśmiała się Dora. Dziwiła ja swoboda z jaką Nate z nią rozmawiał. Przecież
tak naprawdę widzieli się dopiero drugi raz. Może jej matka miała rację, może
to była ta miłość od pierwszego wejrzenia. Ale czy Dora czuła miłość? Nie
wiedziała tego. Doskonale wiedziała gdzie Moore ją prowadzi, była tam raz z
Billem. Herbaciarnia u pani Puddifood była miejscem gdzie wszystkie pary
Hogwartu, a także te z poza szkoły, schodziły się by wypić herbatę lub kawę i w
romantycznej aurze całować się do utraty tchu. Otworzył przed nią drzwi i
przepuścił ją by weszła pierwsza. W środku było pusto, tylko jedna para, która
i tak szykowała się do wyjścia. Nate odebrał od niej kurtkę i zaprowadził ją do
najbardziej odległego i zacienionego kąta.
- Na co masz ochotę? – spytał, gdy
usiedli i uśmiechnął się uroczo.
- Gorącą czekoladę. – odpowiedziała
Dora, opierając się rękoma o stolik. Próbowała udawać, że jest pewna siebie,
chociaż tak naprawdę była strzępkiem nerwów. Nate zawołał młodą kelnerkę i
zamówił dla nich gorącą czekoladę, cappuccino i dwa kawałki szarlotki z lodami.
Nie wiedziała, skąd ten facet wiedział, że Tonks rozpływa się na myśl o tym
deserze, ale urzekł ją tym od razu.
Rozmowa
się kleiła. Nie można było narzekać na brak tematów, bo rozmawiali o wszystkim
co było możliwe, żartowali i śmiali się wesoło. Można by pomyśleć, że to
idealne pierwsze spotkanie. Jednak ci, którzy myślą racjonalnie, wiedzą, że
zawsze jest jakieś „ale”. Tonks bawiła się fantastycznie i to jej właśnie nie
pasowało. Miała nieprzyjemne wrażenie, że wmawia sobie coś, czego tak naprawdę
nie odczuwa. Nate Moor wydawał jej się mężczyzną idealnym: był dżentelmenem, a
takich Tonks znała niewielu, co chwila rzucał jakieś zabawne i inteligentne
komentarze, a jego pogoda ducha była zarażająca. Z wyglądu też mógłby być jej
prywatnym Adonisem.
Od
kiedy Tonks pamiętała, utrzymywała, że jej mężczyzna będzie albo Kirleyem
Dukem, co jednak nie wyszło, albo jej tatą. Tak, to było stwierdzenie małej
dziewczynki, która była córeczką tatusia i zatarło się ono nieco przez te
wszystkie lata. Wiedziała jednak, że jej idealny mężczyzna musi mieć w sobie
to, co kocha w najbliższych. Gdy tak spoglądała na Nate, stwierdzała, że
spełnia on wszelkie warunki. Blond włosy były zaledwie dwa tony jaśniejsze niż
włosy jej ojca, umięśnione ciało od razu przywodziło jej na myśl Charliego,
uśmiechał się w podobny sposób co Bill, a jego oczy były stalowoszare i
błyszczały wesoło tak jak oczy Syriusza. I nic nie zaprzeczałoby temu, że taki
mix wystarczył by kobieta od razu wpadła mężczyźnie w ramiona. Moor flirtował z
nią i ubiegał się o jej względy całe ich spotkanie. Więc podsumowując był
przystojny, inteligentny, dobrze wychowany i co najistotniejsze ona nie była mu
chyba obojętna. Wychodziło na to, że to właśnie z Tonks jest coś nie tak, ale
co?
Przyglądała
mu się, gdy on opowiadał o czymś z fascynacją w głosie, który był wyjątkowo
pewny siebie. Może nawet zbyt pewny, może brakowało w nim odrobiny pokory i
niepewności. Jego uśmiech mógłby być mniej szeroki, ale cieplejszy, a włosy nie
musiały być tak starannie ułożone. Wolałaby, żeby jego ramiona były mniej
umięśnione, a oczy… bardziej ciepłe, jak promienie ciepłego słońca albo płynne
złoto, albo miód…
W
tym momencie prawda uderzyła ją z prędkością światła, uświadomiła sobie
wszystko. Dlaczego czuła się tak skrępowana w jego towarzystwie, czemu zmieniła
się ich relacja, te rumieńce, chęć spędzenia z nim jak najwięcej czasu. To było
takie oczywiste. Spięła się i wyprostowała natychmiast, a spojrzenie wbiła
przed siebie. Czuła się jakby ktoś wymierzył jej siarczystego policzka i zaraz
po tym wylał na nią kubeł zimnej wody.
- Cholera, chyba się zakochałam.
Tam, tam, tam...
Czy to...? Tak kochani, to rozdział DZIEWIĘĆDZIESIĄTY! I to na co czekaliście (chyba)! Huh, wiem, miał się pojawić tydzień temu, ale... no tłumaczyć się nie będę. Pojawia się dzisiaj! I mam nadzieję, że wam się podoba.
Nie wyszedł tak jak miał wyjść, ale i tak jestem szczęśliwa, że mam to za sobą. Wariatko, Teddy, Vivian, wiem, że czekaliście na ten moment,ale mam wrażenie, że nie spełniłam waszych oczekiwań. Miało być tak... to miało być coś przełomowego, coś niesamowitego, a chyba wyszło inaczej...
Dobra! W każdym bądź razie, udało się, dodałam rozdział, czekam na komentarze.
Pozdrawiam, całuję, przytulam i błagam o wyrozumiałość - AlohomoraTej!
P.S. Nie wiem czy za tydzień pojawi się nowy rozdział.
Tylko w kim ona się zakochała? Niby wiadomo, ale żadne imię nie padło. No i za krótko. Jakoś tak za szybko mi się czytało.
OdpowiedzUsuńTen Nate... Nie lubię go. Może gdyby był z kimś innym, albo gdyby nie zajmował u boku Tonks miejsca, w którym powinien być Remus zmieniłabym zdanie. Ale póki co NIE!
Ponownie zaczęłam lubić Twojego Syriusza. Znowu zachowuje się na jak przyjaciel, a nie jak świnia.
Proszę nie każ długo czekać na ciąg dalszy.
Pozdrawiam
Krótko? No już nie przesadzaj - cztery strony w Wordzie to całkiem przyzwoita długość. Zawsze dodaje rozdziały takiej długości.
UsuńNie lubisz Nate'a? Mojego pana idealnego? Szkoda, chociaż nie... Ja też nie darzę go szczególną sympatią.
Syriusz jest świnią i go za to kocham, ale przyjacielem jest fantastycznym.
Tak jak napisałam, nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, ale dodam go na pewno. c:
Ja cos Ci kuedys zrobie! Ja tu myslalam ze on będzie smierciozercą.... Ze cos zrobi Tonks .... Ze Remi wpadnie na bialym koniu ... Ze pocalują sie swiadomie i tp. Prosze napisz cos za tydzień bo ja sie uzaleznilam.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie, nie bij mnie! Jestem bardzo delikatna!
UsuńNate'a zobaczymy jeszcze parę razy, ale nie wiem, czy Remus wykaże się swoją rycerskością w jego obecności.
Co do pocałunków i innych słodkości to... no nie będę spojlerować! c:
Nie zgadzam się z Wariatką, od razu wiadomo w kim się zakochała!
OdpowiedzUsuńBiedny Nate, naprawdę mogło mu zależeć na Tonks, a ona... Ona na ich randce uświadomiła sobie, że kocha innego. Ale dobrze, że tak się stało. NARESZCIE! Zamordować cię tylko za przerwanie w takim momencie! Anonim ma rację, powinno się teraz tyle dziać! Jakieś zaklęcia, klątwy, różdżki w dłoń, Remus pojawiający się znikąd, zwycięstwo, romantyzm, pocałunki i te inne! Ale narzekać nie będę, bo W KOŃCU spełniłaś nasze modły i teraz zacznie się zabawa!
Czekam z niecierpliwością, oczekuję przełomów i romantyzmu na poziomie hard!
V.
Widać? To dobrze! Bo już się bałam, że nie dałam wystarczająco jasnych aluzji co do miodu i innych.
UsuńW sumie masz rację... Chłop się stara, funduje jej ciastko, a ona takie numery mu wywija. Musiałam przerwać, reszta tego co się wydarzyło, będzie miała miejsce w kolejnym rozdziale. I słusznie, nie narzekaj, bo się obrażę i przestanę pisać!