6.02.2015

90) Wyczekiwana randka

                - On chyba jest dla ciebie ważny. – mruknęła pod nosem Andromeda, rozczesując włosy córki, które praktycznie co chwilę zmieniły swój kolor. Nimfadora siedziała przed toaletką w sypialni rodziców i pozwalała matce robić cokolwiek zechce z jej niesfornymi kosmykami. To był właśnie ten dzień, sobota. Za dwie godziny miała spotkać się z Natem Moorem. Właściwie nie wiedziała dlaczego tak się denerwowała. Od samego rana biegała po domu próbując się doprowadzić do ładu, zapominając o swoich mocach, które zazwyczaj wykorzystywała w takich sytuacjach. Nigdy nie przejmowała się randkami. One po prostu były, a Tonks nie musiała się za bardzo na nie przygotowywać. Nie rozumiała, więc dlaczego tym razem było inaczej. Nate był przystojnym mężczyzną, nawet bardzo. Nimfadora sama sobie się dziwiła, że nie widziała go wcześniej w Ministerstwie. Chyba naprawdę chciała się z nim spotkać.
- Prawie go nie znam. – zauważyła Dora, podczas gdy jej matka plotła warkocz francuski z jej barwnych włosów. Poprosiła ją o pomoc, bo nie dawała rady z sama ze sobą. Serce kołatało jej w piersi, a oddech przyśpieszał z każdą sekundą przybliżającą ją do randki. To nigdy się nie zdarzało, Andromeda zazwyczaj dowiadywała się o tym, że córka wychodzi i tyle. Czuła się taka szczęśliwa, gdy Dora przyszła i spytała czy jej pomoże. Nimfadora nie należała do tego typu dziewcząt, które rozmawiały z matkami o swoich problemach ani sukcesach, dlatego taka miła odmiana pasowała Dromedzie.
- Czasami bywa tak, że nie musisz kogoś znać by się w nim zakochać. – westchnęła jej matka i uśmiechnęła się, widząc jak córka przygryza delikatnie dolną wargę. Chciała uwierzyć w to, że Nimfadora znajdzie w końcu miłego chłopca, który ją pokocha całym sercem.
- Czasami… - westchnęła Tonks. Uśmiechnęła się na widok swojego odbicia. Jej matka naprawdę dobrze się spisała, chyba Dora nigdy nie wyglądała lepiej. Warkocz zaczynał się przy jej prawej skroni i tworzył z jej długich włosów coś w rodzaju wieńca, zdobiącego jej głowę. Tonks zmieniła kolor swojej fryzury, tak że fiolet, róż i morski błękit przeplatały się ze sobą w barwnym tańcu.
- Pamiętaj, że każdy zasługuje na szansę. – powiedziała Andromeda i cmoknęła córkę w blady policzek. – To spotkanie może przynieść ze sobą fascynujące skutki. Nie możesz bać się życia, Doro.
***
                Zarzucił na siebie tweedową marynarkę i poprawił kołnierzyk koszuli, który był już widocznie wypłowiały. Miał jeszcze sporo czasu. Sam nie wiedział co się z nim działo tego dnia. Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Obudził się wcześnie rano i nawet nie próbował ukrywać, że ma zły nastrój. Syriusz oczywiście naigrywał się z niego przez cały czas twierdząc, że Remus dziadzieje, ale to nie o to chodziło…
                Nimfadora umówiła się na randkę z kimś kogo nie znała, a co gorsza on go nie znał. Nie wiedział czy ten mężczyzna jest wart by spotkać się z kimś takim jak Tonks. Chociaż w jego oczach nikt nie był na tyle dobry by móc być z Dorą, nawet on sam. Jednak bolało go to. Od kiedy Tonks rozstała się z Dukem, nie było nikogo innego, a Lupinowi bardzo to odpowiadało. Nie mógł z nią być, ale nie był też kogoś innego, kto zajmowałby miejsce w sercu Dory. Był tak naiwny i myślał, że tak już będzie zawsze, ale… Rzeczywistość była inna.
                Dobrze, że tego dnia miał przydzieloną wartę pod Departamentem Tajemnic. Nie wiedział co mógłby zrobić, siedząc bezczynnie  w domu z myślą, że gdzieś tam Tonks spędza czas z kimś innym. Właściwie nie wiedział czy będzie w stanie się skupić na swoim zadaniu, bo cały dzień myślami biegł do tej drobnej, barwnej osóbki.
                Właściwie nic nie działo się pod Departamentem. Nic nie działo się w całym kraju, a przynajmniej Zakon o niczym nie wiedział. Wszyscy zgodnie twierdzili, że to cisza przed burzą. Niedługo miał minąć rok od momentu, gdy podczas Turnieju Trójmagicznego, Voldemort powrócił, a oprócz dementorów, które zaatakowały Harry’ego, przeciągnięcia olbrzymów na swoją stronę, masowej ucieczki z Azkabanu, nie działo się nic więcej. Podczas pierwszej wojny wyglądało to zupełnie inaczej. Wtedy nie było dnia by jakaś zła wiadomość nie zakłóciła nikłego spokoju, a teraz… Tylko cicha, bezradna niepewność.
                Chwycił różdżkę i schował ją za pazuchę. Zszedł po schodach i zajrzał do kuchni, gdzie przy stole siedział Syriusz. Wyglądał mizernie. W niczym nie przypominał tego Blacka z Hogwartu, był teraz wrakiem człowieka. Próbował udawać, że jest inaczej, ale gdy nikt na niego nie patrzył, zdejmował swoją maskę i pokazywał prawdziwą twarz. Syriusz z każdym dniem był coraz bardziej markotny, a Lupin nie mógł mu pomóc, bo sam nie tryskał energią.
- Wychodzę. – mruknął Remus, a Syriusz na dźwięk jego głosu przywołał uśmiech na twarz. Kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Remus odwrócił się i już miał zniknąć, kiedy jego przyjaciel się odezwał.
- Nie przejmuj się tym facetem. To dla niej nic nie znaczy.
- O co tobie chodzi? – spytał Remus, udając zdziwionego chociaż tak naprawdę wiedział, co ma na myśli jego przyjaciel.
- To jedna randka. Traktuj to tak samo jak twój pocałunek z tą całą Meg.
- Ty wiesz… - wydukał Lupin, tym razem naprawdę zszokowany. Jego serce zabiło szybciej.
- Czy ty naprawdę myślałeś, że nie zapamiętam tego jak wyznajesz, że kochasz moją kuzynkę, a jakaś wilczyca całuje cię w krzakach? – Uniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się w ten huncwocki sposób. – Byłem pijany, ale nie aż tak.
- Muszę już iść. – mruknął Remus i zniknął, słysząc jeszcze jak Black śmieje się głośno. On nie miał prawa pamiętać tego co Lupin powiedział, to był sekret i sekretem miał pozostać.
***
                Słońce zachodziło już za horyzontem, a lekki wiosenny wietrzyk delikatnie drażnił jej zaróżowione policzki. Nimfadora przygładziła swoją beżową sukienkę i poprawiła włosy. Cały czas dziwiła się, że włożyła sukienkę. Rozejrzała się po ulicy Głównej, była pusta. Tylko Tonks stała na niej trzęsąc się z nerwów i czekając na swojego towarzysza.
                Głuch trzask zwiastował czyjąś teleportacje. Tonks odwróciła się natychmiast, gotowa w każdej chwili wyciągnąć różdżkę i spojrzała na uśmiechniętego Nate’a. Przez głowę Tonks przeszła myśl, że wygląda idealnie, a zwłaszcza gdy się uśmiechał. Założył zwykły mugolski strój, czarne spodnie i jeansową koszulę, a swoje blond włosy zaczesał do tyłu.
- Wyglądasz zjawiskowo. – powiedział, podchodząc do niej. Schylił się z gracją i musnął ustami wierzch jej dłoni. Tonks poczuła jak policzki jej się czerwienią, a serce przyśpiesza na widok bukietu czerwonych róż, który jej wręczył.
- Mogłabym to samo powiedzieć tobie. – stwierdził na wydechu, a Nate uśmiechnął się szerzej. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwile, nie odzywając się. Stres jaki towarzyszył Tonks przed randką, nie zniknął, wręcz wzmógł się, a idiotyczna chęć ucieczki nawiedziła jej głowę. Nate odchrząknął.
- Trochę wieje, może pójdziemy gdzieś usiąść? – zaproponował, a Nimfadora ochoczo pokiwała głową. Była przekonana, że jeśliby ubrała spodnie, nie byłoby jej tak zimno. Nate objął ją ramieniem i poprowadził wzdłuż ulicy. – Też nie mogłaś się doczekać naszego spotkania? Ja cały dzień chodziłem jak na szpilkach.
- Gdybyś widział jak ja się zachowywałam. – zaśmiała się Dora. Dziwiła ja swoboda z jaką Nate z nią rozmawiał. Przecież tak naprawdę widzieli się dopiero drugi raz. Może jej matka miała rację, może to była ta miłość od pierwszego wejrzenia. Ale czy Dora czuła miłość? Nie wiedziała tego. Doskonale wiedziała gdzie Moore ją prowadzi, była tam raz z Billem. Herbaciarnia u pani Puddifood była miejscem gdzie wszystkie pary Hogwartu, a także te z poza szkoły, schodziły się by wypić herbatę lub kawę i w romantycznej aurze całować się do utraty tchu. Otworzył przed nią drzwi i przepuścił ją by weszła pierwsza. W środku było pusto, tylko jedna para, która i tak szykowała się do wyjścia. Nate odebrał od niej kurtkę i zaprowadził ją do najbardziej odległego i zacienionego kąta.
- Na co masz ochotę? – spytał, gdy usiedli i uśmiechnął się uroczo.
- Gorącą czekoladę. – odpowiedziała Dora, opierając się rękoma o stolik. Próbowała udawać, że jest pewna siebie, chociaż tak naprawdę była strzępkiem nerwów. Nate zawołał młodą kelnerkę i zamówił dla nich gorącą czekoladę, cappuccino i dwa kawałki szarlotki z lodami. Nie wiedziała, skąd ten facet wiedział, że Tonks rozpływa się na myśl o tym deserze, ale urzekł ją tym od razu.
                Rozmowa się kleiła. Nie można było narzekać na brak tematów, bo rozmawiali o wszystkim co było możliwe, żartowali i śmiali się wesoło. Można by pomyśleć, że to idealne pierwsze spotkanie. Jednak ci, którzy myślą racjonalnie, wiedzą, że zawsze jest jakieś „ale”. Tonks bawiła się fantastycznie i to jej właśnie nie pasowało. Miała nieprzyjemne wrażenie, że wmawia sobie coś, czego tak naprawdę nie odczuwa. Nate Moor wydawał jej się mężczyzną idealnym: był dżentelmenem, a takich Tonks znała niewielu, co chwila rzucał jakieś zabawne i inteligentne komentarze, a jego pogoda ducha była zarażająca. Z wyglądu też mógłby być jej prywatnym Adonisem.
                Od kiedy Tonks pamiętała, utrzymywała, że jej mężczyzna będzie albo Kirleyem Dukem, co jednak nie wyszło, albo jej tatą. Tak, to było stwierdzenie małej dziewczynki, która była córeczką tatusia i zatarło się ono nieco przez te wszystkie lata. Wiedziała jednak, że jej idealny mężczyzna musi mieć w sobie to, co kocha w najbliższych. Gdy tak spoglądała na Nate, stwierdzała, że spełnia on wszelkie warunki. Blond włosy były zaledwie dwa tony jaśniejsze niż włosy jej ojca, umięśnione ciało od razu przywodziło jej na myśl Charliego, uśmiechał się w podobny sposób co Bill, a jego oczy były stalowoszare i błyszczały wesoło tak jak oczy Syriusza. I nic nie zaprzeczałoby temu, że taki mix wystarczył by kobieta od razu wpadła mężczyźnie w ramiona. Moor flirtował z nią i ubiegał się o jej względy całe ich spotkanie. Więc podsumowując był przystojny, inteligentny, dobrze wychowany i co najistotniejsze ona nie była mu chyba obojętna. Wychodziło na to, że to właśnie z Tonks jest coś nie tak, ale co?
                Przyglądała mu się, gdy on opowiadał o czymś z fascynacją w głosie, który był wyjątkowo pewny siebie. Może nawet zbyt pewny, może brakowało w nim odrobiny pokory i niepewności. Jego uśmiech mógłby być mniej szeroki, ale cieplejszy, a włosy nie musiały być tak starannie ułożone. Wolałaby, żeby jego ramiona były mniej umięśnione, a oczy… bardziej ciepłe, jak promienie ciepłego słońca albo płynne złoto, albo miód…
                W tym momencie prawda uderzyła ją z prędkością światła, uświadomiła sobie wszystko. Dlaczego czuła się tak skrępowana w jego towarzystwie, czemu zmieniła się ich relacja, te rumieńce, chęć spędzenia z nim jak najwięcej czasu. To było takie oczywiste. Spięła się i wyprostowała natychmiast, a spojrzenie wbiła przed siebie. Czuła się jakby ktoś wymierzył jej siarczystego policzka i zaraz po tym wylał na nią kubeł zimnej wody.

- Cholera, chyba się zakochałam.
Tam, tam, tam...
Czy to...? Tak kochani, to rozdział DZIEWIĘĆDZIESIĄTY! I to na co czekaliście (chyba)! Huh, wiem, miał się pojawić tydzień temu, ale... no tłumaczyć się nie będę. Pojawia się dzisiaj! I mam nadzieję, że wam się podoba.
Nie wyszedł tak jak miał wyjść, ale i tak jestem szczęśliwa, że mam to za sobą. Wariatko, Teddy, Vivian, wiem, że czekaliście na ten moment,ale mam wrażenie, że nie spełniłam waszych oczekiwań. Miało być tak... to miało być coś przełomowego, coś niesamowitego, a chyba wyszło inaczej...
Dobra! W każdym bądź razie, udało się, dodałam rozdział, czekam na komentarze.
Pozdrawiam, całuję, przytulam i błagam o wyrozumiałość - AlohomoraTej!
P.S. Nie wiem czy za tydzień pojawi się nowy rozdział. 

6 komentarzy:

  1. Tylko w kim ona się zakochała? Niby wiadomo, ale żadne imię nie padło. No i za krótko. Jakoś tak za szybko mi się czytało.
    Ten Nate... Nie lubię go. Może gdyby był z kimś innym, albo gdyby nie zajmował u boku Tonks miejsca, w którym powinien być Remus zmieniłabym zdanie. Ale póki co NIE!
    Ponownie zaczęłam lubić Twojego Syriusza. Znowu zachowuje się na jak przyjaciel, a nie jak świnia.
    Proszę nie każ długo czekać na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótko? No już nie przesadzaj - cztery strony w Wordzie to całkiem przyzwoita długość. Zawsze dodaje rozdziały takiej długości.
      Nie lubisz Nate'a? Mojego pana idealnego? Szkoda, chociaż nie... Ja też nie darzę go szczególną sympatią.
      Syriusz jest świnią i go za to kocham, ale przyjacielem jest fantastycznym.
      Tak jak napisałam, nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, ale dodam go na pewno. c:

      Usuń
  2. Ja cos Ci kuedys zrobie! Ja tu myslalam ze on będzie smierciozercą.... Ze cos zrobi Tonks .... Ze Remi wpadnie na bialym koniu ... Ze pocalują sie swiadomie i tp. Prosze napisz cos za tydzień bo ja sie uzaleznilam.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie bij mnie! Jestem bardzo delikatna!
      Nate'a zobaczymy jeszcze parę razy, ale nie wiem, czy Remus wykaże się swoją rycerskością w jego obecności.
      Co do pocałunków i innych słodkości to... no nie będę spojlerować! c:

      Usuń
  3. Nie zgadzam się z Wariatką, od razu wiadomo w kim się zakochała!
    Biedny Nate, naprawdę mogło mu zależeć na Tonks, a ona... Ona na ich randce uświadomiła sobie, że kocha innego. Ale dobrze, że tak się stało. NARESZCIE! Zamordować cię tylko za przerwanie w takim momencie! Anonim ma rację, powinno się teraz tyle dziać! Jakieś zaklęcia, klątwy, różdżki w dłoń, Remus pojawiający się znikąd, zwycięstwo, romantyzm, pocałunki i te inne! Ale narzekać nie będę, bo W KOŃCU spełniłaś nasze modły i teraz zacznie się zabawa!
    Czekam z niecierpliwością, oczekuję przełomów i romantyzmu na poziomie hard!
    V.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać? To dobrze! Bo już się bałam, że nie dałam wystarczająco jasnych aluzji co do miodu i innych.
      W sumie masz rację... Chłop się stara, funduje jej ciastko, a ona takie numery mu wywija. Musiałam przerwać, reszta tego co się wydarzyło, będzie miała miejsce w kolejnym rozdziale. I słusznie, nie narzekaj, bo się obrażę i przestanę pisać!

      Usuń