29.11.2013

11) Zrobię wszystko, żebyś nauczył się bawić Lunatyku

                Paraliżujący, rwący ból obudził Tonks, która czuła jak całe jej ciało jest odrętwiałe i zbolałe. Głowa była zbyt ciężka, żeby ją podnieść, w ogóle nie miała siły by wykonać jakikolwiek ruch. Z trudem otworzyła zmęczone powieki i rozejrzała się po pokoju, w którym była. Chwilę jej zajęło, żeby zrozumieć, że leży na starej, wytartej kanapie w salonie Blacków, przykryta grubym, wełnianym kocem w odcieniu zgniłej, oliwkowej zieleni. Powoli dźwignęła się do pozycji siedzącej i potarła dłonią czoło, starając sobie przypomnieć co się wydarzyło i dlaczego zasnęła w tym pokoju. Czuła, że musi być już bardzo późno, więc spojrzała na swoją lewą rękę, chcąc sprawdzić która godzina, ale nie zobaczyła tam zegarka. Zamiast niego był tam bandaż, który niegdyś był biały, jednak teraz przesiąknięty był krwią. Nimfadora marszcząc czoło i zaciskając usta, delikatnie odwinęła materiał i ujrzała sporych rozmiarów ranę, którą pozostawiły trzy ostre pazury. W tym właśnie momencie przypomniała sobie co się wydarzyło.
- Wilkołak… - wyszeptała ochrypłym głosem. Na samą myśl o tym co wydarzyło się w kuchni, ogarnęła ją wściekłość. Zerwała z siebie koc i rzuciła gdzieś w kąt, podnosząc się z kanapy. Zacisnęła zęby, a później pięści, nie próbując nawet uspokoić przyśpieszonego oddechy i wyszła z salonu. Jej włosy przybrały płomienno- czerwony odcień, kiedy zbiegała na parter. Zanim jeszcze otworzyła kuchenne drzwi, usłyszała głosy kilkunastu osób wykłócających się o coś. Nie dosłyszała wśród nich tego, którego szukała. Otworzyła drzwi z hukiem i od razu odnalazła wśród zebranych mężczyznę, który był przez nią poszukiwany. Stał z dala od reszty, przygnębiony i blady jak trup. Spoglądał na wszystkich przymrużonym wzrokiem zmęczonych oczu, otoczonych siną obręczą. Jego mizerną postawę pogarszało jego przygarbione ciało, które sprawiało, że sprawiał wrażenie człowieka zamkniętego w sobie. Przez sekundę Tonks zapomniała o swojej złości i zrobiło jej się żal tego człowieka. Jednak przypomniała sobie o wściekłości, która ją sprowadziła tutaj. Wpadła do kuchni i celując w stronę Lupina palcem wskazującym z żądzą mordu w oczach, wycedziła przez zaciśnięte zęby:
- Ty!
- Tonks. – odezwał się cicho Remus na jej widok, podczas gdy cała reszta zamilkła i spoglądała na tą dwójkę.
- Ty przebrzydły kłamco! Jak mogłeś? – warknęła pędząc w jego stronę. – Jak mogłeś mi nie powiedzieć?!
- Tonks po słuchaj, ja… - zaczął drżącym głosem, ale przerwał, patrząc na nią przerażony.
- Właśnie ty, Lupin! Jak ci nie wstyd? Jesteś wilkołakiem, dlaczego mi nie powiedziałeś? DLACZEGO! – wrzasnęła na całe gardło Nimfadora. Była wściekła, wiedziała, że jej i Lupina nie łączy jakoś specjalnie zażyła więź, ale coś takiego nie wpłynęło by przecież na ich relację. – Myślałam, że zaczynamy się dogadywać.
- Chciałem ci powiedzieć, tylko…
- Tylko co? Może się bałeś? – zakpiła z niego, a on przyznał cicho:
- Bałem się…
- Niby czego?! Mnie? Może tego, że przestanę się do ciebie odzywać? Może tego, że potraktuję cię jak nic nie wartą, krwiożerczą bestię?
- Właśnie tego się obawiałem. – powiedział, wbijając wzrok w podłogę. Ta niespodziewana powtórka z przeszłości nie była mu na rękę, czuł się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy Huncwoci dowiedzieli się o jego przypadłości. Wtedy też przez został przyparty do muru i zmuszony do wyjawienia prawdy. Bał się, tak samo jak teraz, że się od niego odwrócą. Oni tego nie zrobili, a Tonks? Przecież nie miał z nią najlepszego kontaktu, właściwie tuż przed jego przemianą rozmawiali po raz pierwszy, będąc sam na sam. Nie znał jej zbyt dobrze i nie był w stanie przewidzieć jak ona zareaguje.
- Myliłam się co do ciebie, Lupin. – stwierdziła, nie potrafiąc ukryć chłodnego tonu w jej głosie. Remus dokładnie tego się spodziewał. Dora spojrzała na niego z niechęcią. – Miałam cię za człowieka inteligentnego, a ty tym czasem okazałeś się strasznie głupi… - powiedziała smutno i pod wpływem jakiegoś niezrozumiałego impulsu, pozwoliła spłynąć kilku łzom po jej bladych policzkach. – Dobrych ludzi zawsze spotyka coś złego. Uwierz mi, gdybym tylko mogła… Gdyby to było możliwe, wzięłabym choć odrobinę tego wszystkiego na siebie. – zapewniła go łamiącym się głosem. Remus nie wiedział jak ma na to zareagować. Po raz pierwszy ktoś zachował się tak w obliczu jego choroby. Nigdy nikt nie powiedział, że przyjąłby na siebie część cierpienia. Chciał ją przytulić, ale ich relacje zwłaszcza teraz nie były chyba na to gotowe.
- Nie mów tak… - szepnął z bólem w głosie, stojąc jak ten kołek i wpatrując się w Tonks, której łzy płynęły z oczu. Czuli na sobie spojrzenia zebranych, których do tej pory Tonks nie dostrzegała. Poczuła się skrępowana, odsunęła się od Lupina i mruknęła cicho:
- Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałam. – Remus uśmiechnął się, właściwie to wykrzywił usta w uprzejmym grymasie.
- Zasłużyłem sobie, powinienem był… - odezwał się, łapiąc ją za ramie, chcąc dodać jej otuchy. Nimfadora syknęła z bólu. Zapomniała o ranie, właściwie nie zwracała na nią uwagi, a jedynie zauważyła, że w ogóle jest. Jednak teraz poczuła nagły i niewyobrażalny ból. Remus wciągnął ze świstem powietrze. – Co tam masz?
- Nic takiego. – powiedziała szybko, odwracając się do Lupina plecami i zaciskając mocno powieki. Ramie… moje ramie… moje ramię bez rany…
- Pokaż swoją rękę, Tonks. – nakazał Remus tonem nie znoszącym sprzeciwu. Dora zerknęła na swoje ciało i z uśmiechem odwróciła się z powrotem do Lupina.
- Proszę, nic nie ma. Widzisz? – oznajmiła, pokazując swoją rękę. I faktycznie, nic nie było, żadnej szramy, żadnej krwi… Remus podszedł do Nimfadory i dotknął jej ramienia po raz kolejny, tym razem delikatnie, jakby bał się ją skrzywdzić. Wraz z momentem gdy Lupin dotknął jej skóry, poczuła palący ból i na jej ramieniu ukazała się rana. Nie wierzyła własnym oczom, jej nie powinno już być. Zawsze potrafiła ukryć takie rzeczy.
- Piękna pamiątka po spotkaniu z wilkołakiem. – stwierdził z rozbawieniem Black, wychylając się z miejsca, w którym siedział. – Tak to już jest, jak się nie słucha swojego kuzyna.
- Ja ci to zrobiłem? – zapytał przerażony Remus.
- Skąd, to Syriusz… - skłamała, zrzucając winę na pierwszą osobę jaka przyszła jej do głowy.
- Nie zwalaj winy na mnie. Gdyby nie ja, pewnie by cię ugryzł albo rozszarpał! – zawołał oburzony Black.
- Skrzywdziłem cię… - stwierdził ponuro Lupin, przyglądając się temu co pozostawiły po sobie jego pazury. Rana nie była głęboka, tak jak to mogło się wydawać na pierwszy rzut oka i tworzyła na ręce Tonks coś imitującego trzy obręcze. Dora wyswobodziła rękę z dłoni Remusa.
- Od razu skrzywdziłeś… To tylko zadrapanie! – prychnęła lekceważąco Nimfadora i zajęła pierwsze z brzegu wolne miejsce przy stole. – To nawet mnie nie boli.
- Tylko zadrapanie… - powtórzył Black, nieudolnie naśladując Tonks. – Molly nie mogła zatamować tego krwawienia przez całą noc. Dopiero Poppy Pomfrey to się udało. Oczywiście gdybyś mnie posłuchała, to Dumbledore nie musiałby przysyłać jej tutaj.
- Madame Pomfrey tu była? Kiedy? – spytała zbita z tropu Tonks. Nimfadora spojrzała po wszystkich zebranych, po raz pierwszy zwracając uwagę na kogoś innego niż Syriusz i Remus. Oprócz nich byli w kuchni jeszcze inni członkowie Zakonu – trójka najstarszych Weasleyów, Fleur, Moody, Hestia Jones, Charles Tomson oraz Sturgis Podmore.
- Poppy była tu wczoraj, a twoi rodzice nie opuszczali Kwatery Głównej przez ten cały czas, teraz jedynie wrócili do domu się trochę odświeżyć. – odezwała się łagodnie Molly, spoglądając na Dorę z matczyną troską. Tonks zdziwiła się. Skąd mieli się wziąć tutaj jej rodzice? Przecież ona spała tylko chwilę, a może… - Nie obudziłaś się przez trzy dni, kochanieńka.
- Trzy dni?! – zawołał Remus, wyjmując te dwa słowa z ust Tonks. Dora spojrzała na niego z niepokojem.
- Tak, była nie przytomna przez całą pełnie. – przytaknął Artur i odchrząknął.
- Ona mogła umrzeć, a ja leżałem tutaj i… Mogłem ją zabić!
- Ale nie zabiłeś. – przypomniała mu spokojnie Tonks, mimo że była zdenerwowana. Przez trzy dni była nieprzytomna, tak samo jak Remus… Nikt nie mógł pomóc jej pomóc, a ręka wciąż bolała. To wystarczający powód by czuć się nieswojo, ale Dora nie miała zamiaru okazać swoich emocji.
- Ale mogłem to zrobić! – krzyknął Remus, widocznie zdenerwowany jej pozornym spokojem i opanowaniem.
- Ale tego nie zrobiłeś! – wrzasnęła Nimfadora, podnosząc się z miejsca.
- Jak możesz, Tonks? Przestań wszystko bagatelizować! Mogłabyś być teraz martwa albo co gorsza mogłabyś być wilkołakiem tak jak ja! To wszystko moja wina… - zaczął się obwiniać Lupin, a Dora kątem oka zauważył jak Black wywraca oczami.
- A ty, Remusie, przestań wszystko traktować na poważnie! Przydałoby ci się w życiu trochę rozrywki. Nawet gdybym była wilkołakiem, to co by się wielkiego stało? – spytała, krzyżując ręce na piersi. Była obojętna, chociaż tak naprawdę wizja przemienienia się co miesiąc w takich męczarniach, jakie przeżywał Remus, przyprawiała ją o gęsią skórkę.
- Co by się wielkiego stało? Ty mówisz poważnie!? – oburzył się Remus, najwidoczniej urażony jej słowami. – Ty nie masz pojęcia co to znaczy być wilkołakiem! Nie życzyłbym tego najgorszemu wrogowi, a co dopiero tobie!
- Oczywiście, że mówię poważnie! W życiu trzeba wszystkiego spróbować, nawet likantropii! – powiedziała, uśmiechając się przy tym wesoło, a potem dodała to co przyszło jej nagle do głowy. – Ty jesteś wilkołakiem, a ja jestem metamorfomagiem. Oboje jesteśmy trochę dziwni!
- Widać, że jesteś kuzynką Syriusza… - westchnął zrezygnowany, a może nawet rozbawiony jej komentarzem. Jednak od razu przybrał poważny wyraz twarzy i powiedział. – Gdybym cię ugryzł… Do końca życia bym sobie tego nie wybaczył!
- Remusie, nie możesz brać wszystkiego tak bardzo do siebie. Naprawdę musisz zażyć w życiu porządnej dawki rozrywki. – stwierdziła z figlarnym błyskiem w oku. Wciągnęła nosem powietrze i odwróciła się do reszty zebranych. – Dobra, kto mi teraz wytłumaczy dlaczego się zebraliśmy?
- Po tym jak Remus był już całkowicie nieszkodliwy i udało nam się przywołać kuchnie do stanu sprzed pełni, postanowiliśmy zwołać małe zebranie. – odezwał się nie kto inny jak Black.
- No dobrze, ale po co? – spytała zaciekawiona Nimfadora. Nie miała bladego pojęcia czy coś się stało, czy wydarzyło się coś istotnego dla Zakonu.
- Nie dawałaś znaku życia przez trzy dni i zaczęliśmy się już martwić… - zaczął Szalonooki.
- Martwiłeś się o mnie, Moody? To urocze. – stwierdziła rozczulona Tonks, ale kiedy pojęła co powiedziała, zaczęła się śmiać, a wraz z nią część obecnych.
- Musieliśmy zaplanować jak przetransportujemy cię do Munga i jak wyjaśnimy to, że wilkołak się na ciebie rzucił, a w szpitalu pojawiłaś się dopiero po pełni. – kontynuował Alastor, ignorując uwagę Tonks i zachowując kamienną twarz, a jego magiczne oko błądziło miedzy nią, a Lupinem.
- Jak widzisz, jestem cała i zdrowa! – stwierdziła z uśmiechem i po raz kolejny spróbowała zakamuflować swoją ranę i sprawić by zniknęła. I udało się… ale zaledwie na chwilę, bo już po kilku sekundach pojawiła się znowu i zaczęła obficie krwawić. – Nie mogę nic z nią zrobić. Moje moce nie działają.
- Merlinie, znowu krwawi! – zawołała przerażona Molly i szybko podbiegła do Nimfadory, trzymając w ręce gruby bandaż i jakąś maść. Posadziła Dorę i przykucnęła naprzeciwko niej, by móc zając się problemem.
- Ohyda, Molly to śmierdzi… - jęknęła Tonks, zatykając sobie wolną ręką nos, podczas gdy pani Weasley smarowała kremem jej ranę. Szczypało, ale Dora przywykła już do pierwszej pomocy, której często potrzebowała.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Tonks! – skarciła ją Molly. – Poppy dała mi tą maść. Powiedziała, że używała jej kiedy Remus był w Hogwarcie, jako jeden z nielicznych preparatów działa na tego typu zranienia… -westchnęła, zawiązując bandaż na jej ramieniu. – Tonks, czemu nie uciekałaś kiedy Syriusz ci kazał?
- Sama nie wiem. – Wzruszyła ramionami, a kiedy spostrzegła łzę w kąciku oka Molly, dodała. – Chciałam pomóc Remusowi.
- Mnie się już nie da pomóc. – stwierdził Lupin głosem wypranym z emocji i opuścił szybko kuchnię.
- Remus! – zawołała za nim Tonks, ale wiedziała, że on nie zawróci. Wyswobodziła się z uchwytu Molly i pobiegła jego śladem. Wypadła na zimne powietrze. Chociaż lato dopiero się zaczynało, pogoda w Londynie nie dawała po sobie tego poznać. Promienie słońca próbowały się przebić przez szare chmury, a wiatr rozwiewał włosy Dory. Lupin stał pośrodku pustej ulicy, Nimfadora podbiegła do niego i mechanicznie chwyciła go za ramię. Nagle poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicy żołądka i zabrakło jej tlenu w płucach. Niespodziewana teleportacja mogła się dla niej źle skończyć. Opadła na ziemię, gdy wylądowali na jakiejś leśnej polanie i łapczywie próbowała wciągnąć powietrze. – Czyś ty oszalał? Teleportować się bez ostrzeżenia!
- Wracaj do Kwatery, Tonks. Chcę być sam… - powiedział Remus i nie oglądając się za siebie, ruszył w głąb lasu. Dora prychnęła lekceważąco i zerwała się na równe nogi, nie trudząc się otrzepaniem brudnych ubrań.
- Ani mi się śni wracać i zostawić cię samego! – krzyknęła za nim i podbiegła do niego. Dziwne było, że ten mężczyzna, który wydawał się być pozbawiony jakiejkolwiek energii, potrafił tak szybko się poruszać. Dora nie była w stanie dorównać jego tempu na swoich krótkich nogach. – Wszyscy mówią, że chcą zostać sami, ale to tylko kłamstwo. Potrzebujemy by ktoś był obok nas… Słuchasz mnie? Chyba nie chcesz zamknąć się w sobie, bo ledwo musnąłeś mnie pazurami?
- Właśnie, że chcę i to zrobię. – warknął, nie zaszczycając jej spojrzeniem. Tonks była pod wrażeniem, nie wiedziała, że Lupina stać na taki groźny ton, ale mimo wszystko rozzłościł ją.
- Wybacz, zapomniałam… - prychnęła, teatralnie uderzając się ręką w czoło. – Przecież każdy wilkołak po pełni udaje się do lasu, żeby w samotności po użalać się nad losem swoich ofiar.
- Nie kpij ze mnie, Tonks. To wcale nie jest śmieszne!
- To jest śmieszne, Lupin! – zawołała, wznosząc ręce ku niebu. – Obwiniasz się o to, że mnie zaatakowałeś, podczas gdy mi nic nie jest! Naprawdę robisz niepotrzebną aferę. I masz rację, bagatelizuję niektóre sprawy, ale to wcale nie znaczy, że nie potrafię dostrzec, kiedy sprawa jest poważna. Ta nie jest! Nie mam ci niczego za złe, a skoro ja nie mam, ty tym bardziej nie powinieneś mieć wyrzutów sumienie! – wyjaśniła, próbując iść równo z nim.
- Ty nic nie rozumiesz.
- No to mi wyjaśnij. – zażądała, zatrzymując się i krzyżując ręce na piersi. Lupin zgarbił się i zatrzymał. Spojrzał w oczy Tonks, ale szybko odwrócił wzrok. Jednak ta chwila wystarczyła, by Dora dostrzegła w miodowych tęczówkach ból, by dostrzegła w nich cokolwiek po raz pierwszy. Nigdy przykuwała większej uwagi do wyglądu Lupina ani do emocji, które kryły się w jego oczach. Złapała go za ramię zdrową ręką i wpatrując się w jego twarz poprosiła. – Opowiedz mi wszystko tak, bym mogła zrozumieć.
                Remus westchnął, a jego ramiona opadły niżej, nadając jego postawie żałosny wygląd. Już miał coś powiedzieć, ale wtedy oboje usłyszeli cichy pisk. Remus pośpiesznie wyciągnął z kieszeni elegancki zegarek na łańcuszku i otworzył go. Głos Syriusza wydobył się z przedmiotu, pytając:
- Jest z tobą Tonks?
- Stoi obok. – odpowiedział Remus i spojrzał ukradkowo na Nimfadorę.
- Ted i Dromeda wrócili, wpadli w szał jak zobaczyli, że jej nie ma. Właściwie to Andy wpadła w szał, Ted próbuje ją uspokoić. – wyjaśnił Black, widocznie rozbawiony tą sytuacją. Tonks wyjęła zegarek z ręki Lupina i powiedziała:
- Przekaż im, że nic mi nie jest i wrócę niedługo do domu, ale najpierw muszę uporać się z tym upartym osłem. – Wskazała głową na wilkołaka, a Syriusz roześmiał się.
- Życzę powodzenia, Lunio w tych sprawach jest nieugięty. Jak ci się uda mu przemówić do rozumu to wydarzy się cud. – Black zniknął z tarczy zegarka, a Dora oddała własność właścicielowi, który mruknął jakąś obelgę dotyczącą Łapy, chowając zegarek. Tonks okręciła się dookoła i usiadła po turecku pod najbliższym drzewem, podczas gdy Lupin cały czas stał.
- Na co czekasz? Siadaj. – poleciła mu z uśmiechem. Remus z westchnieniem zajął miejsce obok Tonks i oparł się plecami o drzewo, stękając. – Więc? – Dora zachęciła go do mówienia i szturchnęła delikatnie w ramie.
- Naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać…
- Za to ja mam, powiedz mi jak to się stało. – poprosiła go. Chciała wiedzieć, bo była zdania, że wypowiedzenie swoich żali pomaga, ale była też niezwykle ciekawa. Remus był pierwszym wilkołakiem jakiego poznała.
- Nie dasz mi spokoju. – stwierdził, a Tonks przytaknęła mu skinieniem głowy. Lupin westchnął ciężko i po chwili milczenia zaczął swoją opowieść. – To nic ciekawego… Kiedy byłem mały, mój ojciec pokłócił się z jednym mężczyzną, który był, a właściwie jest wilkołakiem. Fenrir Greyback jest śmierciożercą, chociaż zapewne nie poszło wtedy o nic z tym związanego. Podczas jednej z pełni bawiłem się w ogrodzie, wtedy pojawił się on… Czaił się w krzakach, by mnie zaatakować. To miała być zemsta. Mój ojciec od razu ruszył mi na ratunek. Na daremno, Greyback zdążył mnie już ugryźć, a gdy tylko ze mną skończył, zajął się moim tatą i… niewiele z niego zostało. – skończył, ponieważ głos mu się złamał. Przełknął głośno ślinę. – Spędziłem sporo czasu w szpitalu, aż w końcu oznajmili mojej matce to, co było oczywiste. Że już na zawsze będę wilkołakiem… Była załamana, za jednym zamachem straciła męża i syna. Nie wiem jak wytrzymywała moje comiesięczne przemiany, przecież była mugolem i to wszystko było dla niej obce… Ja sam myślałem, że będę skazany na życie w ukryciu, że nie będę mógł się uczyć w Hogwarcie, ale dzięki Dumbledore’owi stało się inaczej. Nie wiem jak udało mu się przekonać wszystkich, zapewnić, że nie będę zagrożeniem dla nikogo, ale udało mu się. Na jego polecenie została zasadzona Wierzba Bijąca oraz zbudowano Wrzeszczącą Chatę, by chronić innych przede mną.
- Wrzeszczącą Chatę, największą atrakcję Hogsmeade i to cholerne drzewo? To wszystko dla ciebie? – zapytała zdziwiona, przypominając sobie jak raz znalazła się zbyt blisko jednej z gałęzi Bijącej Wierzby i w konsekwencji tego musiała spędzić dwa tygodnie w Skrzydle Szpitalnym. Lupin pokiwał głową.
- Te wszystkie duchy i zjawy są zwykłą plotką, którą umiejętnie rozpowiedział Dumbledore. Tak naprawdę to byłem ja, ja zawsze byłem postrachem Hogsmeade, a mieszkańcy bali się zbliżać do Chaty. Nie mówiłem nikomu o swojej przypadłości, aż do pewnego dnia. Przyznałem się do wszystkiego Jamesowi, Syriuszowi i Peterowi, a także Lily. I tak byli bliscy odkrycia prawdy… Sądziłem, że się ode mnie odwrócą, ale nie zrobili tego. To dla mnie Huncwoci stali się animagami, by móc mi towarzyszyć w czasie pełni. Pomagali mi jak mogli, wspierali mnie. Czasami wymykałem im się spod kontroli i wracali z naszych nocnych wypraw ranni… - stwierdził smutno, nie spoglądając na nią. – Pewnego razu Snape dowiedział się jak dostać się do Wrzeszczącej Chaty, żeby zobaczyć gdzie znikam co miesiąc. Gdyby nie James zabiłbym go… Sewverus miał naprawdę wiele szczęścia. Zawsze starałem się nikogo nie ranić, ale od tego czasu stało się to moim priorytetem. Obiecałem sobie, że nikogo już nie skrzywdzę i udawało mi się to, aż do teraz… - Spojrzał na zabandażowane ramię Tonks. – Przepraszam cię, powinienem był wyjść od razu po zebraniu, a nie wdawać się w pogawędki.
- Nie przepraszaj. – odezwała się Nimfadora. Nie lubiła gdy ktoś prosił ją o wybaczenie tysiąc razy. – Co z twoją mamą?
- Umarła, kiedy byłem na siódmym roku. Lekarze zdiagnozowali u niej jakąś chorobę, ale ona mi o niej nie powiedziała. To ja ją zabiłem… Gdyby nie przejmowała się mną cały czas, to by o siebie zadbała, żyłaby normalnie.
- Nie próbuj nawet tak myśleć! To nie twoja wina. – oburzyła się Dora, piorunując ją wzrokiem. Nie rozumiała, jak mógł się o to obwiniać. – Jeżeli ktoś jest winny, to jest to Greyback i on pożałuje tego. – zapewniła go Tonks, a ona spojrzał na nią z ustami wykrzywionymi w dziwnym grymasie. Dora odrzuciła z czoła łaskoczące ją kosmyki włosów. – Musisz mi obiecać, że nie będziesz się zadręczać tym co się wydarzyło podczas tej pełni. Przysięgasz?
- Przysięgam. – powiedział, patrząc jej prosto w oczy, w których mógł dostrzec prawdziwą troskę. Nie było to współczucie, które widział u każdego, gdy dowiadywał się o tym co go męczy, a troska o to, że ona stanie się źródłem jego problemów. Tonks wiedziona impulsem, przytuliła Lupina, a Remus ku własnemu zaskoczeniu, sam objął ją ramieniem.
- Pamiętaj, że możesz mi powiedzieć o wszystkim. – powiedziała z powagą. – I mówiłam na serio, musisz się zacząć cieszyć życiem, a ja zrobię wszystko żebyś nauczył się bawić, Lunatyku!
- Powodzenia. – Lupin pokręcił głową z dezaprobatą, jakby cały jej pomysł mu się nie podobał i uśmiechnął się. Tak, Tonks po raz pierwszy ujrzała na jego twarzy prawdziwy, szczery uśmiech.

                Żadne z nich nie wiedziało, że to właśnie w tej chwili połączyła ich więź, która miała przetrwać wszystko i przerodzić się w coś pięknego. Żadne z nich nie wiedziało jeszcze, jak to drugie będzie dla nich ważne.

1 komentarz:

  1. Piękny rozdział.
    Uwielbiam postać Tonks. Bardzo się cieszę, że mimo iż ta bohaterka jest tutaj, oczywiście, wykreowana przez Ciebie, to jednak jej najważniejsze cechy, które uwielbiam, zostały zachowane. :)
    Co do Remusa... Moją sympatię zyskał już dawno, dawno temu. Aczkolwiek NIGDY nie przestanie mnie wkurzać jego samoocena I jak głupia się łudzę, że a może Lupin zaskoczy... Eh. Tak jak go uwielbiam, tak mnie irytuje haha. Ale gdyby nie to, ich historia, jak I to opowiadanie, nie byłyby tak ciekawe.
    Wszystkiego dobrego!
    Pozdrawiam! Lu. :)

    OdpowiedzUsuń