Paraliżujący,
rwący ból obudził Tonks, która czuła jak całe jej ciało jest odrętwiałe i
zbolałe. Głowa była zbyt ciężka, żeby ją podnieść, w ogóle nie miała siły by
wykonać jakikolwiek ruch. Z trudem otworzyła zmęczone powieki i rozejrzała się
po pokoju, w którym była. Chwilę jej zajęło, żeby zrozumieć, że leży na starej,
wytartej kanapie w salonie Blacków, przykryta grubym, wełnianym kocem w
odcieniu zgniłej, oliwkowej zieleni. Powoli dźwignęła się do pozycji siedzącej
i potarła dłonią czoło, starając sobie przypomnieć co się wydarzyło i dlaczego
zasnęła w tym pokoju. Czuła, że musi być już bardzo późno, więc spojrzała na
swoją lewą rękę, chcąc sprawdzić która godzina, ale nie zobaczyła tam zegarka.
Zamiast niego był tam bandaż, który niegdyś był biały, jednak teraz
przesiąknięty był krwią. Nimfadora marszcząc czoło i zaciskając usta,
delikatnie odwinęła materiał i ujrzała sporych rozmiarów ranę, którą
pozostawiły trzy ostre pazury. W tym właśnie momencie przypomniała sobie co się
wydarzyło.
- Wilkołak… - wyszeptała ochrypłym
głosem. Na samą myśl o tym co wydarzyło się w kuchni, ogarnęła ją wściekłość.
Zerwała z siebie koc i rzuciła gdzieś w kąt, podnosząc się z kanapy. Zacisnęła
zęby, a później pięści, nie próbując nawet uspokoić przyśpieszonego oddechy i
wyszła z salonu. Jej włosy przybrały płomienno- czerwony odcień, kiedy zbiegała
na parter. Zanim jeszcze otworzyła kuchenne drzwi, usłyszała głosy kilkunastu
osób wykłócających się o coś. Nie dosłyszała wśród nich tego, którego szukała.
Otworzyła drzwi z hukiem i od razu odnalazła wśród zebranych mężczyznę, który
był przez nią poszukiwany. Stał z dala od reszty, przygnębiony i blady jak
trup. Spoglądał na wszystkich przymrużonym wzrokiem zmęczonych oczu, otoczonych
siną obręczą. Jego mizerną postawę pogarszało jego przygarbione ciało, które
sprawiało, że sprawiał wrażenie człowieka zamkniętego w sobie. Przez sekundę
Tonks zapomniała o swojej złości i zrobiło jej się żal tego człowieka. Jednak
przypomniała sobie o wściekłości, która ją sprowadziła tutaj. Wpadła do kuchni
i celując w stronę Lupina palcem wskazującym z żądzą mordu w oczach, wycedziła
przez zaciśnięte zęby:
- Ty!
- Tonks. – odezwał się cicho Remus na
jej widok, podczas gdy cała reszta zamilkła i spoglądała na tą dwójkę.
- Ty przebrzydły kłamco! Jak mogłeś? –
warknęła pędząc w jego stronę. – Jak mogłeś mi nie powiedzieć?!
- Tonks po słuchaj, ja… - zaczął
drżącym głosem, ale przerwał, patrząc na nią przerażony.
- Właśnie ty, Lupin! Jak ci nie wstyd?
Jesteś wilkołakiem, dlaczego mi nie powiedziałeś? DLACZEGO! – wrzasnęła na całe
gardło Nimfadora. Była wściekła, wiedziała, że jej i Lupina nie łączy jakoś
specjalnie zażyła więź, ale coś takiego nie wpłynęło by przecież na ich
relację. – Myślałam, że zaczynamy się dogadywać.
- Chciałem ci powiedzieć, tylko…
- Tylko co? Może się bałeś? – zakpiła z
niego, a on przyznał cicho:
- Bałem się…
- Niby czego?! Mnie? Może tego, że
przestanę się do ciebie odzywać? Może tego, że potraktuję cię jak nic nie
wartą, krwiożerczą bestię?
- Właśnie tego się obawiałem. –
powiedział, wbijając wzrok w podłogę. Ta niespodziewana powtórka z przeszłości
nie była mu na rękę, czuł się dokładnie tak samo jak wtedy, gdy Huncwoci
dowiedzieli się o jego przypadłości. Wtedy też przez został przyparty do muru i
zmuszony do wyjawienia prawdy. Bał się, tak samo jak teraz, że się od niego
odwrócą. Oni tego nie zrobili, a Tonks? Przecież nie miał z nią najlepszego
kontaktu, właściwie tuż przed jego przemianą rozmawiali po raz pierwszy, będąc
sam na sam. Nie znał jej zbyt dobrze i nie był w stanie przewidzieć jak ona
zareaguje.
- Myliłam się co do ciebie, Lupin. –
stwierdziła, nie potrafiąc ukryć chłodnego tonu w jej głosie. Remus dokładnie
tego się spodziewał. Dora spojrzała na niego z niechęcią. – Miałam cię za
człowieka inteligentnego, a ty tym czasem okazałeś się strasznie głupi… -
powiedziała smutno i pod wpływem jakiegoś niezrozumiałego impulsu, pozwoliła
spłynąć kilku łzom po jej bladych policzkach. – Dobrych ludzi zawsze spotyka
coś złego. Uwierz mi, gdybym tylko mogła… Gdyby to było możliwe, wzięłabym choć
odrobinę tego wszystkiego na siebie. – zapewniła go łamiącym się głosem. Remus
nie wiedział jak ma na to zareagować. Po raz pierwszy ktoś zachował się tak w
obliczu jego choroby. Nigdy nikt nie powiedział, że przyjąłby na siebie część
cierpienia. Chciał ją przytulić, ale ich relacje zwłaszcza teraz nie były chyba
na to gotowe.
- Nie mów tak… - szepnął z bólem w
głosie, stojąc jak ten kołek i wpatrując się w Tonks, której łzy płynęły z
oczu. Czuli na sobie spojrzenia zebranych, których do tej pory Tonks nie
dostrzegała. Poczuła się skrępowana, odsunęła się od Lupina i mruknęła cicho:
- Przepraszam, że na ciebie
nawrzeszczałam. – Remus uśmiechnął się, właściwie to wykrzywił usta w uprzejmym
grymasie.
- Zasłużyłem sobie, powinienem był… -
odezwał się, łapiąc ją za ramie, chcąc dodać jej otuchy. Nimfadora syknęła z
bólu. Zapomniała o ranie, właściwie nie zwracała na nią uwagi, a jedynie
zauważyła, że w ogóle jest. Jednak teraz poczuła nagły i niewyobrażalny ból.
Remus wciągnął ze świstem powietrze. – Co tam masz?
- Nic takiego. – powiedziała szybko,
odwracając się do Lupina plecami i zaciskając mocno powieki. Ramie… moje ramie…
moje ramię bez rany…
- Pokaż swoją rękę, Tonks. – nakazał
Remus tonem nie znoszącym sprzeciwu. Dora zerknęła na swoje ciało i z uśmiechem
odwróciła się z powrotem do Lupina.
- Proszę, nic nie ma. Widzisz? –
oznajmiła, pokazując swoją rękę. I faktycznie, nic nie było, żadnej szramy,
żadnej krwi… Remus podszedł do Nimfadory i dotknął jej ramienia po raz kolejny,
tym razem delikatnie, jakby bał się ją skrzywdzić. Wraz z momentem gdy Lupin
dotknął jej skóry, poczuła palący ból i na jej ramieniu ukazała się rana. Nie
wierzyła własnym oczom, jej nie powinno już być. Zawsze potrafiła ukryć takie
rzeczy.
- Piękna pamiątka po spotkaniu z
wilkołakiem. – stwierdził z rozbawieniem Black, wychylając się z miejsca, w
którym siedział. – Tak to już jest, jak się nie słucha swojego kuzyna.
- Ja ci to zrobiłem? – zapytał
przerażony Remus.
- Skąd, to Syriusz… - skłamała,
zrzucając winę na pierwszą osobę jaka przyszła jej do głowy.
- Nie zwalaj winy na mnie. Gdyby nie
ja, pewnie by cię ugryzł albo rozszarpał! – zawołał oburzony Black.
- Skrzywdziłem cię… - stwierdził ponuro
Lupin, przyglądając się temu co pozostawiły po sobie jego pazury. Rana nie była
głęboka, tak jak to mogło się wydawać na pierwszy rzut oka i tworzyła na ręce
Tonks coś imitującego trzy obręcze. Dora wyswobodziła rękę z dłoni Remusa.
- Od razu skrzywdziłeś… To tylko
zadrapanie! – prychnęła lekceważąco Nimfadora i zajęła pierwsze z brzegu wolne
miejsce przy stole. – To nawet mnie nie boli.
- Tylko zadrapanie… - powtórzył Black,
nieudolnie naśladując Tonks. – Molly nie mogła zatamować tego krwawienia przez
całą noc. Dopiero Poppy Pomfrey to się udało. Oczywiście gdybyś mnie
posłuchała, to Dumbledore nie musiałby przysyłać jej tutaj.
- Madame Pomfrey tu była? Kiedy? –
spytała zbita z tropu Tonks. Nimfadora spojrzała po wszystkich zebranych, po
raz pierwszy zwracając uwagę na kogoś innego niż Syriusz i Remus. Oprócz nich
byli w kuchni jeszcze inni członkowie Zakonu – trójka najstarszych Weasleyów,
Fleur, Moody, Hestia Jones, Charles Tomson oraz Sturgis Podmore.
- Poppy była tu wczoraj, a twoi rodzice
nie opuszczali Kwatery Głównej przez ten cały czas, teraz jedynie wrócili do
domu się trochę odświeżyć. – odezwała się łagodnie Molly, spoglądając na Dorę z
matczyną troską. Tonks zdziwiła się. Skąd mieli się wziąć tutaj jej rodzice?
Przecież ona spała tylko chwilę, a może… - Nie obudziłaś się przez trzy dni,
kochanieńka.
- Trzy dni?! – zawołał Remus, wyjmując
te dwa słowa z ust Tonks. Dora spojrzała na niego z niepokojem.
- Tak, była nie przytomna przez całą
pełnie. – przytaknął Artur i odchrząknął.
- Ona mogła umrzeć, a ja leżałem tutaj
i… Mogłem ją zabić!
- Ale nie zabiłeś. – przypomniała mu
spokojnie Tonks, mimo że była zdenerwowana. Przez trzy dni była nieprzytomna,
tak samo jak Remus… Nikt nie mógł pomóc jej pomóc, a ręka wciąż bolała. To
wystarczający powód by czuć się nieswojo, ale Dora nie miała zamiaru okazać
swoich emocji.
- Ale mogłem to zrobić! – krzyknął
Remus, widocznie zdenerwowany jej pozornym spokojem i opanowaniem.
- Ale tego nie zrobiłeś! – wrzasnęła
Nimfadora, podnosząc się z miejsca.
- Jak możesz, Tonks? Przestań wszystko
bagatelizować! Mogłabyś być teraz martwa albo co gorsza mogłabyś być
wilkołakiem tak jak ja! To wszystko moja wina… - zaczął się obwiniać Lupin, a
Dora kątem oka zauważył jak Black wywraca oczami.
- A ty, Remusie, przestań wszystko
traktować na poważnie! Przydałoby ci się w życiu trochę rozrywki. Nawet gdybym
była wilkołakiem, to co by się wielkiego stało? – spytała, krzyżując ręce na
piersi. Była obojętna, chociaż tak naprawdę wizja przemienienia się co miesiąc
w takich męczarniach, jakie przeżywał Remus, przyprawiała ją o gęsią skórkę.
- Co by się wielkiego stało? Ty mówisz
poważnie!? – oburzył się Remus, najwidoczniej urażony jej słowami. – Ty nie
masz pojęcia co to znaczy być wilkołakiem! Nie życzyłbym tego najgorszemu
wrogowi, a co dopiero tobie!
- Oczywiście, że mówię poważnie! W
życiu trzeba wszystkiego spróbować, nawet likantropii! – powiedziała,
uśmiechając się przy tym wesoło, a potem dodała to co przyszło jej nagle do
głowy. – Ty jesteś wilkołakiem, a ja jestem metamorfomagiem. Oboje jesteśmy
trochę dziwni!
- Widać, że jesteś kuzynką Syriusza… -
westchnął zrezygnowany, a może nawet rozbawiony jej komentarzem. Jednak od razu
przybrał poważny wyraz twarzy i powiedział. – Gdybym cię ugryzł… Do końca życia
bym sobie tego nie wybaczył!
- Remusie, nie możesz brać wszystkiego
tak bardzo do siebie. Naprawdę musisz zażyć w życiu porządnej dawki rozrywki. –
stwierdziła z figlarnym błyskiem w oku. Wciągnęła nosem powietrze i odwróciła
się do reszty zebranych. – Dobra, kto mi teraz wytłumaczy dlaczego się
zebraliśmy?
- Po tym jak Remus był już całkowicie
nieszkodliwy i udało nam się przywołać kuchnie do stanu sprzed pełni,
postanowiliśmy zwołać małe zebranie. – odezwał się nie kto inny jak Black.
- No dobrze, ale po co? – spytała
zaciekawiona Nimfadora. Nie miała bladego pojęcia czy coś się stało, czy
wydarzyło się coś istotnego dla Zakonu.
- Nie dawałaś znaku życia przez trzy
dni i zaczęliśmy się już martwić… - zaczął Szalonooki.
- Martwiłeś się o mnie, Moody? To
urocze. – stwierdziła rozczulona Tonks, ale kiedy pojęła co powiedziała,
zaczęła się śmiać, a wraz z nią część obecnych.
- Musieliśmy zaplanować jak
przetransportujemy cię do Munga i jak wyjaśnimy to, że wilkołak się na ciebie
rzucił, a w szpitalu pojawiłaś się dopiero po pełni. – kontynuował Alastor,
ignorując uwagę Tonks i zachowując kamienną twarz, a jego magiczne oko błądziło
miedzy nią, a Lupinem.
- Jak widzisz, jestem cała i zdrowa! –
stwierdziła z uśmiechem i po raz kolejny spróbowała zakamuflować swoją ranę i
sprawić by zniknęła. I udało się… ale zaledwie na chwilę, bo już po kilku
sekundach pojawiła się znowu i zaczęła obficie krwawić. – Nie mogę nic z nią
zrobić. Moje moce nie działają.
- Merlinie, znowu krwawi! – zawołała
przerażona Molly i szybko podbiegła do Nimfadory, trzymając w ręce gruby bandaż
i jakąś maść. Posadziła Dorę i przykucnęła naprzeciwko niej, by móc zając się
problemem.
- Ohyda, Molly to śmierdzi… - jęknęła
Tonks, zatykając sobie wolną ręką nos, podczas gdy pani Weasley smarowała
kremem jej ranę. Szczypało, ale Dora przywykła już do pierwszej pomocy, której
często potrzebowała.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Tonks!
– skarciła ją Molly. – Poppy dała mi tą maść. Powiedziała, że używała jej kiedy
Remus był w Hogwarcie, jako jeden z nielicznych preparatów działa na tego typu
zranienia… -westchnęła, zawiązując bandaż na jej ramieniu. – Tonks, czemu nie
uciekałaś kiedy Syriusz ci kazał?
- Sama nie wiem. – Wzruszyła ramionami,
a kiedy spostrzegła łzę w kąciku oka Molly, dodała. – Chciałam pomóc Remusowi.
- Mnie się już nie da pomóc. –
stwierdził Lupin głosem wypranym z emocji i opuścił szybko kuchnię.
- Remus! – zawołała za nim Tonks, ale
wiedziała, że on nie zawróci. Wyswobodziła się z uchwytu Molly i pobiegła jego
śladem. Wypadła na zimne powietrze. Chociaż lato dopiero się zaczynało, pogoda
w Londynie nie dawała po sobie tego poznać. Promienie słońca próbowały się
przebić przez szare chmury, a wiatr rozwiewał włosy Dory. Lupin stał pośrodku
pustej ulicy, Nimfadora podbiegła do niego i mechanicznie chwyciła go za ramię.
Nagle poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicy żołądka i zabrakło jej tlenu w
płucach. Niespodziewana teleportacja mogła się dla niej źle skończyć. Opadła na
ziemię, gdy wylądowali na jakiejś leśnej polanie i łapczywie próbowała wciągnąć
powietrze. – Czyś ty oszalał? Teleportować się bez ostrzeżenia!
- Wracaj do Kwatery, Tonks. Chcę być
sam… - powiedział Remus i nie oglądając się za siebie, ruszył w głąb lasu. Dora
prychnęła lekceważąco i zerwała się na równe nogi, nie trudząc się otrzepaniem
brudnych ubrań.
- Ani mi się śni wracać i zostawić cię
samego! – krzyknęła za nim i podbiegła do niego. Dziwne było, że ten mężczyzna,
który wydawał się być pozbawiony jakiejkolwiek energii, potrafił tak szybko się
poruszać. Dora nie była w stanie dorównać jego tempu na swoich krótkich nogach.
– Wszyscy mówią, że chcą zostać sami, ale to tylko kłamstwo. Potrzebujemy by
ktoś był obok nas… Słuchasz mnie? Chyba nie chcesz zamknąć się w sobie, bo
ledwo musnąłeś mnie pazurami?
- Właśnie, że chcę i to zrobię. –
warknął, nie zaszczycając jej spojrzeniem. Tonks była pod wrażeniem, nie
wiedziała, że Lupina stać na taki groźny ton, ale mimo wszystko rozzłościł ją.
- Wybacz, zapomniałam… - prychnęła,
teatralnie uderzając się ręką w czoło. – Przecież każdy wilkołak po pełni udaje
się do lasu, żeby w samotności po użalać się nad losem swoich ofiar.
- Nie kpij ze mnie, Tonks. To wcale nie
jest śmieszne!
- To jest śmieszne, Lupin! – zawołała,
wznosząc ręce ku niebu. – Obwiniasz się o to, że mnie zaatakowałeś, podczas gdy
mi nic nie jest! Naprawdę robisz niepotrzebną aferę. I masz rację, bagatelizuję
niektóre sprawy, ale to wcale nie znaczy, że nie potrafię dostrzec, kiedy
sprawa jest poważna. Ta nie jest! Nie mam ci niczego za złe, a skoro ja nie
mam, ty tym bardziej nie powinieneś mieć wyrzutów sumienie! – wyjaśniła,
próbując iść równo z nim.
- Ty nic nie rozumiesz.
- No to mi wyjaśnij. – zażądała,
zatrzymując się i krzyżując ręce na piersi. Lupin zgarbił się i zatrzymał.
Spojrzał w oczy Tonks, ale szybko odwrócił wzrok. Jednak ta chwila wystarczyła,
by Dora dostrzegła w miodowych tęczówkach ból, by dostrzegła w nich cokolwiek
po raz pierwszy. Nigdy przykuwała większej uwagi do wyglądu Lupina ani do
emocji, które kryły się w jego oczach. Złapała go za ramię zdrową ręką i
wpatrując się w jego twarz poprosiła. – Opowiedz mi wszystko tak, bym mogła
zrozumieć.
Remus
westchnął, a jego ramiona opadły niżej, nadając jego postawie żałosny wygląd.
Już miał coś powiedzieć, ale wtedy oboje usłyszeli cichy pisk. Remus
pośpiesznie wyciągnął z kieszeni elegancki zegarek na łańcuszku i otworzył go.
Głos Syriusza wydobył się z przedmiotu, pytając:
- Jest z tobą Tonks?
- Stoi obok. – odpowiedział Remus i
spojrzał ukradkowo na Nimfadorę.
- Ted i Dromeda wrócili, wpadli w szał
jak zobaczyli, że jej nie ma. Właściwie to Andy wpadła w szał, Ted próbuje ją
uspokoić. – wyjaśnił Black, widocznie rozbawiony tą sytuacją. Tonks wyjęła
zegarek z ręki Lupina i powiedziała:
- Przekaż im, że nic mi nie jest i
wrócę niedługo do domu, ale najpierw muszę uporać się z tym upartym osłem. –
Wskazała głową na wilkołaka, a Syriusz roześmiał się.
- Życzę powodzenia, Lunio w tych
sprawach jest nieugięty. Jak ci się uda mu przemówić do rozumu to wydarzy się
cud. – Black zniknął z tarczy zegarka, a Dora oddała własność właścicielowi, który
mruknął jakąś obelgę dotyczącą Łapy, chowając zegarek. Tonks okręciła się
dookoła i usiadła po turecku pod najbliższym drzewem, podczas gdy Lupin cały
czas stał.
- Na co czekasz? Siadaj. – poleciła mu
z uśmiechem. Remus z westchnieniem zajął miejsce obok Tonks i oparł się plecami
o drzewo, stękając. – Więc? – Dora zachęciła go do mówienia i szturchnęła
delikatnie w ramie.
- Naprawdę nie mam ochoty o tym
rozmawiać…
- Za to ja mam, powiedz mi jak to się
stało. – poprosiła go. Chciała wiedzieć, bo była zdania, że wypowiedzenie
swoich żali pomaga, ale była też niezwykle ciekawa. Remus był pierwszym
wilkołakiem jakiego poznała.
- Nie dasz mi spokoju. – stwierdził, a
Tonks przytaknęła mu skinieniem głowy. Lupin westchnął ciężko i po chwili
milczenia zaczął swoją opowieść. – To nic ciekawego… Kiedy byłem mały, mój
ojciec pokłócił się z jednym mężczyzną, który był, a właściwie jest
wilkołakiem. Fenrir Greyback jest śmierciożercą, chociaż zapewne nie poszło
wtedy o nic z tym związanego. Podczas jednej z pełni bawiłem się w ogrodzie,
wtedy pojawił się on… Czaił się w krzakach, by mnie zaatakować. To miała być
zemsta. Mój ojciec od razu ruszył mi na ratunek. Na daremno, Greyback zdążył
mnie już ugryźć, a gdy tylko ze mną skończył, zajął się moim tatą i… niewiele z
niego zostało. – skończył, ponieważ głos mu się złamał. Przełknął głośno ślinę.
– Spędziłem sporo czasu w szpitalu, aż w końcu oznajmili mojej matce to, co
było oczywiste. Że już na zawsze będę wilkołakiem… Była załamana, za jednym
zamachem straciła męża i syna. Nie wiem jak wytrzymywała moje comiesięczne
przemiany, przecież była mugolem i to wszystko było dla niej obce… Ja sam
myślałem, że będę skazany na życie w ukryciu, że nie będę mógł się uczyć w
Hogwarcie, ale dzięki Dumbledore’owi stało się inaczej. Nie wiem jak udało mu
się przekonać wszystkich, zapewnić, że nie będę zagrożeniem dla nikogo, ale
udało mu się. Na jego polecenie została zasadzona Wierzba Bijąca oraz zbudowano
Wrzeszczącą Chatę, by chronić innych przede mną.
- Wrzeszczącą Chatę, największą
atrakcję Hogsmeade i to cholerne drzewo? To wszystko dla ciebie? – zapytała
zdziwiona, przypominając sobie jak raz znalazła się zbyt blisko jednej z gałęzi
Bijącej Wierzby i w konsekwencji tego musiała spędzić dwa tygodnie w Skrzydle
Szpitalnym. Lupin pokiwał głową.
- Te wszystkie duchy i zjawy są zwykłą
plotką, którą umiejętnie rozpowiedział Dumbledore. Tak naprawdę to byłem ja, ja
zawsze byłem postrachem Hogsmeade, a mieszkańcy bali się zbliżać do Chaty. Nie
mówiłem nikomu o swojej przypadłości, aż do pewnego dnia. Przyznałem się do
wszystkiego Jamesowi, Syriuszowi i Peterowi, a także Lily. I tak byli bliscy
odkrycia prawdy… Sądziłem, że się ode mnie odwrócą, ale nie zrobili tego. To
dla mnie Huncwoci stali się animagami, by móc mi towarzyszyć w czasie pełni.
Pomagali mi jak mogli, wspierali mnie. Czasami wymykałem im się spod kontroli i
wracali z naszych nocnych wypraw ranni… - stwierdził smutno, nie spoglądając na
nią. – Pewnego razu Snape dowiedział się jak dostać się do Wrzeszczącej Chaty,
żeby zobaczyć gdzie znikam co miesiąc. Gdyby nie James zabiłbym go… Sewverus
miał naprawdę wiele szczęścia. Zawsze starałem się nikogo nie ranić, ale od
tego czasu stało się to moim priorytetem. Obiecałem sobie, że nikogo już nie
skrzywdzę i udawało mi się to, aż do teraz… - Spojrzał na zabandażowane ramię
Tonks. – Przepraszam cię, powinienem był wyjść od razu po zebraniu, a nie
wdawać się w pogawędki.
- Nie przepraszaj. – odezwała się
Nimfadora. Nie lubiła gdy ktoś prosił ją o wybaczenie tysiąc razy. – Co z twoją
mamą?
- Umarła, kiedy byłem na siódmym roku.
Lekarze zdiagnozowali u niej jakąś chorobę, ale ona mi o niej nie powiedziała.
To ja ją zabiłem… Gdyby nie przejmowała się mną cały czas, to by o siebie
zadbała, żyłaby normalnie.
- Nie próbuj nawet tak myśleć! To nie
twoja wina. – oburzyła się Dora, piorunując ją wzrokiem. Nie rozumiała, jak
mógł się o to obwiniać. – Jeżeli ktoś jest winny, to jest to Greyback i on
pożałuje tego. – zapewniła go Tonks, a ona spojrzał na nią z ustami
wykrzywionymi w dziwnym grymasie. Dora odrzuciła z czoła łaskoczące ją kosmyki
włosów. – Musisz mi obiecać, że nie będziesz się zadręczać tym co się wydarzyło
podczas tej pełni. Przysięgasz?
- Przysięgam. – powiedział, patrząc jej
prosto w oczy, w których mógł dostrzec prawdziwą troskę. Nie było to
współczucie, które widział u każdego, gdy dowiadywał się o tym co go męczy, a
troska o to, że ona stanie się źródłem jego problemów. Tonks wiedziona
impulsem, przytuliła Lupina, a Remus ku własnemu zaskoczeniu, sam objął ją
ramieniem.
- Pamiętaj, że możesz mi powiedzieć o
wszystkim. – powiedziała z powagą. – I mówiłam na serio, musisz się zacząć
cieszyć życiem, a ja zrobię wszystko żebyś nauczył się bawić, Lunatyku!
- Powodzenia. – Lupin pokręcił głową z
dezaprobatą, jakby cały jej pomysł mu się nie podobał i uśmiechnął się. Tak,
Tonks po raz pierwszy ujrzała na jego twarzy prawdziwy, szczery uśmiech.
Żadne
z nich nie wiedziało, że to właśnie w tej chwili połączyła ich więź, która
miała przetrwać wszystko i przerodzić się w coś pięknego. Żadne z nich nie
wiedziało jeszcze, jak to drugie będzie dla nich ważne.
Piękny rozdział.
OdpowiedzUsuńUwielbiam postać Tonks. Bardzo się cieszę, że mimo iż ta bohaterka jest tutaj, oczywiście, wykreowana przez Ciebie, to jednak jej najważniejsze cechy, które uwielbiam, zostały zachowane. :)
Co do Remusa... Moją sympatię zyskał już dawno, dawno temu. Aczkolwiek NIGDY nie przestanie mnie wkurzać jego samoocena I jak głupia się łudzę, że a może Lupin zaskoczy... Eh. Tak jak go uwielbiam, tak mnie irytuje haha. Ale gdyby nie to, ich historia, jak I to opowiadanie, nie byłyby tak ciekawe.
Wszystkiego dobrego!
Pozdrawiam! Lu. :)