Kolejne
dni nie przyniosły ukojenia dla nikogo. Nikt nie był świadomy tego co się
wydarzyło w pokoju raportów w Kwaterze Głównej. I może właśnie to pogorszało
całą sytuację… Ani Tonks, ani Bill nie chcieli dzielić się tym wspomnieniem z
nikim. W domu z numerem dwunastym przy Grimmauld Place sytuacja nie była łatwa.
Sam fakt, że Bill pod różnymi groźbami nie pisnął ani słowa, sprawiał, że
wszelkie domysły krążyły po domu Blacków. Syriusz praktycznie nie wychodził z
pokoju swojej matki, w którym przechowywali Hardodzioba. Prawdę mówiąc poprosił
go o to Remus, wiedząc do czego jego przyjaciel jest zdolny. W każdej chwili w
Blacku mogło coś pęknąć i mógł rzucić się na Billa, dlatego lepiej było gdy ci
dwaj trzymali się od siebie z daleka. Lupin również wolał towarzystwo
hipogryfa, niż najstarszego z potomstwa Weasleyów. Co innego rodzina chłopaka. Molly
rwała sobie włosy z głowy, krzycząc na syna i wymagając jakichkolwiek
wyjaśnień. Artur wielokrotnie rozmawiał z synem, nie wymagał wyjaśnień tylko
pouczał go i radził. On i jego żona bardzo polubili Nimfadorę. Może oczekiwali,
że ich pierwsza synowa będzie trochę bardziej roztropna i spokojna, żeby mogła
opanować ich odrobinę nieokrzesanego syna, ale Tonks była istotą tak uroczą i
ujmującą, że nie potrafili jej nie zaakceptować. W sumie już nie raz doszło do
tego, że przed snem Molly wyjawiała swojemu mężowi plany co do ślubu ich
pierwszego potomka z Tonks. Artur wtedy uśmiechał się tylko i słuchał z
zadowoleniem pomysłów żony. Rodzeństwo Billa nie było tak wyrozumiałe jak ich
ojciec. Ginny na przemian wrzeszczała na brata, gorzej niż Molly i nie odzywała
się do niego, patrząc na niego nieprzychylnie, a wręcz niczym bazyliszek. Fred
i George naigrywali się z niego w okrutny sposób, dając mu wyraźnie do
zrozumienia jakim w ich mniemaniu Bill jest idiotą. Jedyny Ron powstrzymywany
przez Hermionę, pozwolił sobie na kilka niemiłych komentarzy. Bill jednak nie
zaprzestał udzielać Fleur lekcji. Od kiedy ostatnio widział Tonks, z Fleur
spotkał się trzy razy.
Natomiast
Nimfadora przez te kilka dni była wyjątkowo cicho, z pozoru… Chodziła jak cień,
nie zwracając na nic uwagi, a gdy ktoś się do niej odzywał, mógł sobie dalej
mówić, bo to było jakby rzucał grochem o ścianę. Siedziała przygarbiona i
skulona, wpatrując się bezmyślnie przed siebie, zmieniając nieświadomie długość
swoich mysich, matowych włosów. Tonks była kłębkiem nerwów, przez jej bolącą
głowę przelatywało tysiąc myśli z prędkością złotego znicza. Nie mogła spać,
nie mogła myśleć, a tych dwóch czynności potrzebowała najbardziej. Zabroniła
matce kogokolwiek do niej wpuszczać, bojąc się kto mógłby zapukać do jej drzwi.
Ona i Bill nie zerwali do tej pory, bo niby jak mieli to zrobić nie odzywając
się do siebie?
Piątkowy
wieczór. Następnego dnia miało się odbyć zebranie i Tonks właśnie była się z
myślami czy ma na nie pójść. Nie wiedziała jak się zachowa gdy zobaczy Billa,
nigdy nie była w takiej sytuacji. I do tego wszystkiego będzie tam ta Delacour,
małpa która zrujnowała jej związek. A
może ona tylko pomogła nam dostrzec, że nie jesteśmy sobie pisani. – podpowiedział
jej cichy głos w głowie.
– Nonsens, ja i Bill świetnie się
dogadujemy. – odpowiedziała sama
sobie.
- Może
jednak on ją kocha? Myślał o niej całując mnie… To musi COŚ znaczyć!
- A ja? Ja przecież go tak bardzo kocham, on mnie też.
Przecież mówił… To też musi coś znaczyć! – upierała się przy swoim.
- Ale
przecież nie może kochać mnie i Fleur jednocześnie. To nierealne! – podpowiedziała
jej podświadomość.
- Może jednak to się tak nie skończy,
może będziemy razem. – Nadzieja nie pozwalała jej przestać w to wierzyć.
- Mogłabym
żyć z facetem, który cały czas myśli o innej?
- Nie, nie mogłabym… Kocham Billa, ale nie mogę tak żyć. Nie
mogę trzymać go w związku bez
przyszłości.
Następnego
dnia Tonks siedziała ze swoim ojcem i oglądała mecz. Nie rozumiała tej
mugolskiej gry, jednak lubiła siedzieć z tatą i słuchać jak wykrzykuje obelgi w
stronę niekompetentnych graczy i skretyniałych sędziów. Wiedziała, że
sama jej obecność w tym wszystkim sprawia, że Ted jest szczęśliwy.
- Nie powiesz mi co się stało w środę.
– stwierdził jej ojciec, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
- Nie, tato. To już bez znaczenia. –
westchnęła Dora, również wpatrując się w kolorowe plamki na zielonym tle. –
Jeszcze raz… komu kibicujemy?
- Tym w czerwonym. – odparł beznamiętnie
Ted, a potem dodał. – Gdyby to było bez znaczenia nie płakałabyś całą noc i nie
przeżywała tego przez kilka dni.
- Racja, ale nie przejmuj się. Przeszło
mi! – uśmiechnęła się do ojca, a on odpowiedział tym samym chociaż oboje
wiedzieli, że to nie była prawda. Dora spojrzała na swój zegarek, była godzina
piętnasta. Musiała iść, musiała porozmawiać z Billem.
- Dokąd idziesz?- spytał ją ojciec,
kiedy wstała z kanapy.
- Na zebranie. Później powiesz mi kto
wygrał. – powiedziała i pocałowała ojca w policzek.
Wchodząc
do domu z numerem dwunastym, Nimfadora nadal nie miała bladego pojęcia co
mogłaby powiedzieć Billowi. Kroczyła rześko w stronę drzwi na końcu korytarza, przywołując na twarz wiarygodny
uśmiech. W kuchni zastała całą rodzinę Weasleyów, Hermionę, Remusa, Syriusza
oraz Fleur… Sytuacja wydała jej się bardzo napięta, zważywszy na spojrzenia
jakie większość posyłała Billowi i Francuzce.
- Cześć i czołem! – zawołała od progu z
nieschodzącym z twarzy uśmiechem. Kiedy wszyscy spojrzeli na nią zdumieni,
zapytała: - Co tu tak cicho?
- Tonks. – odezwał się Bill, wstając
natychmiast od stołu jak oparzony. Rzucił krótkie spojrzenie na wszystkich
zebranych i odezwał się cicho: - Możemy pogadać?
- Zabawne, chciałam cię spytać o to
samo. – odpowiedziała wesoło, jak gdyby nigdy nic i razem wyszli z kuchni.
Chcąc uniknąć podsłuchania ich rozmowy, wdrapali się na pierwsze piętro i
zatrzymali dopiero w salonie. Stali naprzeciw siebie w milczeniu, żadne nie
wiedziało jak zacząć tę rozmowę. Bill odchrząknął znacząco i zaczął:
- Tonks, słuchaj. Ja…
- Nadal mnie kochasz, ale to już nie to
samo. – przerwała mu Nimfadora.
- Tak, znaczy się… Wiem, że obiecałem
ci wiele i powinienem dotrzymać tych obietnic. Chciałem ich dotrzymać,
naprawdę, ale… - uciął i podrapał się po rudej głowie, myśląc co mógłby
powiedzieć.
- Ale się zakochałeś… - dokończyła za
niego Dora, czując jak niewidzialna dłoń ściska jej serce. Przełknęła ślinę i
wydusiła: - To nic złego, Bill. Ja też cię nadal kocham, ale… jak przyjaciela
lub brata. Najwidoczniej nie było nam to pisane…
- Nie jesteś zła? – zapytał, a Tonks
spojrzała na niego. Była zła, cholernie zła, później szala z rozpaczy, nie
mając co ze sobą zrobić, ale teraz…
- Naprawdę czujesz coś do Fleur? –
zapytała Tonks, patrząc mu prosto w oczy.
- Tak, chyba tak… Nigdy czegoś takiego
nie czułem. – przyznał zakłopotany, sprawiając, że Nimfadora przez chwilę
przestała oddychać. Przez sekundę cały ich związek wydał jej się taki
bezsensowny. Wzięła głęboki oddech i powiedziała uśmiechając się cały czas:
- W takim razie nie jestem zła. Fleur
wydaje się być… miła.
- Czyli co? – spytał z niedowierzaniem
w oczach. – Między nami koniec.
- Myślę, że tak… - westchnęła smutno
Dora. – Mam nadzieję, że Fleur jest tą właściwą.
- Ja też mam taką nadzieję. – stwierdził
Bill, a później zapewnił ją: - Ty też niedługo kogoś znajdziesz.
- Nie sądzę. Tylko ty byłeś na tyle
pokręcony, żeby ze mną chodzić. – uśmiechnęła się, próbując zachować twarz.
- A Charlie? – spytał, spoglądając na
nią poważnie. – Z tego co pamiętam podkochiwał się w tobie.
- No tak, widocznie to u was rodzinne.
– stwierdziła i obije roześmiali się wesoło, chociaż ze strony Tonks było to
wymuszone. Dopiero co zerwali ze sobą, a on już próbuje zeswatać ją ze swoim
bratem.
- I co teraz mamy zrobić…? – zapytał
Bill, robiąc przy tym głupią minę.
- Jak to co? Wrócimy do kuchni,
usiądziesz obok Fleur i oczarujesz ją swoją osobowością. – wyjaśniła mu, a ten
zaśmiał się szczerze. Wrócili z powrotem do kuchni, Bill przepuścił Tonks w
drzwiach, jak to miał w zwyczaju i usiedli po różnych stronach stołu. Bill
przysiadł obok osamotnionej Fleur, a Dora wcisnęła się między Remusa, a
Syriusza.
- Moglibyście mi wytłumaczyć co tu się
dzieje? Bo ja już naprawdę za wami nie nadążam… - odezwała się Molly,
przerywając krępującą ciszę. Tonks i Bill spojrzeli po sobie. Nimfadora ponownie
przykleiła uśmiech do twarzy i odpowiedziała Molly, siląc się na w miarę wesoły
ton:
- Widzisz Molly, chyba jednak nie będę
twoją synową.
- Słucham? – wydukała, patrząc na syna
z wyrzutem. – Ale wy, wy przecież… I co teraz?
- Nic. – stwierdziła Nimfadora tak
beztrosko, na ile pozwolił jej, stan, w którym aktualnie się znajdowała.
- Pozwolisz, żeby Bill zniknął z
twojego życia od tak? – spytała Ginny, wpatrując się w Dorę zbolałym wzrokiem.
- Nie, Bill zawsze będzie częścią
mojego życia, ale… jakby to powiedzieć… Zmienił w nim swoje miejsce, prawda?
- Zgadza się. – przytaknął Bill,
uśmiechając się do niej przyjaźnie. – Rozstaliśmy się w pokoju.
- Czyli na razie nici z wnuków… -
westchnął pan Weasley, a wszyscy , no prawie wszyscy, roześmiali się. Ginny
wstała w tym momencie od stołu i wrzasnęła na najstarszego brata:
- Ty chyba do reszty zgłupiałeś!
- GINNY! – zawołała Molly za
wybiegającą dziewczyną, ale ta nie wróciła. Hermiona od razu wstała i patrząc
na wszystkich przepraszająco, wyszła za przyjaciółką. Przez chwilę wszyscy
milczeli, aż do momentu gdy bliźniacy odważyli się je przerwać.
- Tak więc Tonks…- zaczął Fred.
- Jeżeli czujesz się źle… - dodał
George, patrząc na brata i odezwali się równocześnie:
- Możemy cię pocieszyć! – Obecni
zaśmiali się, a Tonks pokręciła z uśmiechem głową.
- Dzięki, chłopaki, ale musi minąć
trochę czasu zanim zacznę umawiać się z jakimś Weasleyem. – Bliźniacy spojrzeli
z wyrzutem na Billa, który spytał zdziwiony:
- No co?
- Nasze gratulacje, Bill. – mruknął
George.
- Zniechęciłeś ją! – dodał Fred i po
raz kolejny wszyscy zaczęli się śmiać. Krótko przez siedemnastą, kiedy wszyscy
zaczęli się zbierać, Molly wygoniła swoje dzieci z kuchni. Oczywiście spotkało
się to z oburzeniem chłopców, ale zmuszeni byli wykonać polecenie. Tonks
poczuła się nagle bardzo osamotniona. Tym bardziej kiedy zauważyła, że jej
kuzyn i Lupin znowu rozmawiają o czymś szeptem. Tonks przysunęła się do nich
odrobinę bliżej, tak by mogła podsłuchać o czym tak gawędzą.
- Wiesz o której wyjść, Remusie? –
zapytał Syriusz.
- Tak, jeżeli skończymy przed
dziewiętnastą zdążę… - zapewnił go Lupin. Dora po raz pierwszy tego dnia miała
okazję mu się przyjrzeć. Remus nigdy nie tryskał energią, ale jego stan był o
wiele gorszy niż zwykle. Chorobliwie blady siedział nienaturalnie garbiąc
plecy, a na jego twarzy najbardziej widoczne były ciemne cienie pod oczami.
Wyglądał na chorego, jak wrak człowieka.
- To dobrze. – przyznał Syriusz, a po
chwilę dodał: - Sądzę, że powinieneś jej powiedzieć. Nie będziesz ukrywać tego
w nieskończoność.
- Powiem, już niedługo… - zapewnił go
przyjaciel, kiwając słabo głową. Dalszej części rozmowy, o ile dwaj mężczyźni
ją kontynuowali, Dora nie usłyszała, bo Szalonooki wkroczył do kuchni wraz z
resztą członków Zakonu. Sary i Amelii nie było. Lucky w tym czasie pilnowała
Harry’ego, a Robinns pełniła wartę przy Departamencie Tajemnic. Nimfadora
bardzo tego żałowała, chciała z nimi porozmawiać, potrzebowała tego. Moody
zaczął swój monolog, w którym omawiał każdy szczegół zebranych informacji
podczas ostatniego tygodnia i podziękował nawet Tonks za to, że zauważyła
dziwne zachowanie Boda, które jednak nadal nie pozostało wyjaśnione. Resztę
zebrania Dora pamięta jak przez mgłę, słyszała jedynie gburowaty i monotonny
głos Moody’ego, ale sens jego słów do niej nie docierał. Każdy oprócz Tonks
wsłuchiwał się w wywód Alastora, ale Tonks nie była w stanie się na tym skupić.
Ona i Bill mieli być przyjaciółmi, ale nie wiedziała czy to się uda. Czuła, że
zmarnowali coś co miało prawo przeżyć, gdyby nad tym popracowali, ale skoro on
nie chciał… Nie miała prawa go do niczego zmuszać, tym bardziej, że gdyby go
trzymała przy sobie siłą to nie byłaby miłość. Ale bolało ją to, że wszystko
poszło tak łatwo… Uśmiechała się i śmiała z żartów, ale tak naprawdę była
cholernie smuta, mimo że próbowała to ukryć. Zebranie w końcu się skończyło i w
mgnieniu oka kuchnia zupełnie opustoszała. Dora nawet nie spostrzegła, kiedy
została sama z Remusm, który dźwignął się powoli z miejsca i podszedł do niej.
- Coś cię martwi?
- Mogłabym cię spytać o to samo.
Wyglądasz strasznie. – stwierdziła szczerze, wstając od stołu i opierając się o
jego kant plecami. Lupin uśmiechnął się krzywo, chwytając się ręką blatu.
- Dziękuję, jesteś dzisiaj wyjątkowo
uprzejma, ale to jednak ja zapytałem pierwszy.
- Niech ci będzie… - mruknęła,
lustrując go wzrokiem. Nigdy nie rozmawiała z Lupinem sam na sam, a tym
bardziej o ich prywatnych problemach. Westchnęła i odpowiedziała: - Chodzi o
Billa. Dziwnie się czuję… To takie głupie! Jest mi straszne smutno, a on…
Wiązałam z nim swoją przyszłość, obiecał mi tyle rzeczy, mieliśmy się kochać aż
do śmierci, a teraz... Dwa lata związku, pięć lat wyczekiwania i po co? Żeby po
niecałym miesiącu zakończyło się to jedną rozmową. – wyrzuciła z siebie,
patrząc na brudną ścianę. Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się przytłaczających
myśli i spytała: - A ty, czemu jesteś taki blady? – Remus nie odpowiedział. Zesztywniał
nagle, jakby ktoś rzucił na niego imperiusa, a po chwili zaczął cały dygotać.
Tonks przeraziła się. – Remus? Remusie, co się dzieje?
- Nie, nie… - wydyszał ledwo słyszalnie
i upadł zgięty w pół na ziemię. – Za wcześnie…
***
Ciemny
korytarz wypełniony był szepczącymi osobami, które żartując cicho, przepychały
się w stronę drzwi i żegnały ze sobą. Syriusz jako gospodarz odprowadzał
wszystkich i klepał każdego w przyjacielskim geście po plecach. W pewnym
momencie poczuł jak ktoś chwyta go mocno za szatę na plecach i odciąga od
opuszczającego dom tłumu.
- Syriuszu, czy Remus nie powinien już
wychodzić? – zapytała cicho przejęta Molly, stojąc w mrocznym korytarzu,
oświetlonym jedynie starymi lampami.
- Powiedział, że wszystko sobie
obliczył i na pewno zdąży. – zapewnił ją Black, czując ukłucie w jego małym,
arystokratycznym sercu. Chciał pomóc przyjacielowi, towarzyszyć mu podczas
przemiany, tak jak to robili kiedyś… Nagle zza zamkniętych drzwi kuchennych
dało się słyszeć krzyk:
- Remus! Remusie, co się dzieje?! –
Molly i Syriusz spojrzeli na siebie automatycznie i wykrzyknęli:
- TONKS!
***
Lupin
leżał przed nią w kuchni, wijąc się z bólu i nie mogąc złapać oddechu, a
Nimfadora nie wiedziała co ma zrobić. Dora pochyliła się nad nim i spytała
przerażona:
- Remusie, jak mam ci pomóc? – Z ust
Lupina nie wypłynęły żadne słowa wypowiedziane jego spokojnym odrobinę
monotonnym głosem, tylko ohydne warczenie. Tonks odskoczyła od niego. Serce
biło jej tak mocno i tak szybko, że oddech nie był wstanie za nim nadążyć, choć
usilnie próbował. Nie potrafiła uwierzyć własnym oczom. Głowa Lupina stopniowo
zaczęła się wydłużać, tak samo jak jego ręce i nogi w akompaniamencie
zduszonych krzyków Remusa. Jego ciało drgające spazmatycznie, porosło futro, a
z koniuszków palców wyrosły długie i z pewnością pazury. Wszystko na chwilę się
skończyło, krzyki przepełnione bólem, drżące ciało, ochrypłe warczenie. Remus
zwinął się w kłębek i zaczął skomleć, a był to dźwięk tak żałosny i wywołujący
współczucie, że Tonks niewiele myśląc podeszła do niego. Nie obchodziło ją nic,
oprócz tego, że chce mu pomóc. Wyciągnęła drżącą rękę, żeby dotknąć
porośniętego gęstym futrem ramienia Remusa. W tym samym momencie do kuchni
wbiegł Black, krzycząc:
- Tonks, nie!
Wszystko
co wydarzyło się po tym, działo się w zawrotnym tempie. Remus podniósł się z
podłogi i zamachnął wielką łapą, a jego pazury przecięły ramię Nimfadory,
którym próbowała się zakryć, pozostawiając głęboką, krwawiącą ranę. Wilkołak
zawył przeraźliwie, gotów do kolejnego ataku. Wtem z nikąd pojawił się wielki,
czarny pies, który brutalnie zatrzasnął szczęki na karku bestii i odciągnął ją
na drugi koniec pomieszczenia. Nimfadora nie zareagowała, leżała na podłodze,
przyciskając do piersi krwawiącą rękę i wpatrując się w puste miejsce, gdzie
jeszcze przed chwilą przemienił się Lupin.
- UCIEKAJ, TONKS! – Słyszała krzyk
Syriusza, ale nie była w stanie pojąc sensu jego słów. Nie mogła się podnieść,
nawet nie próbowała. Strach kompletnie ją sparaliżował. Ujrzała nagle przed
sobą swojego kuzyna, który w biegu przemienił się z powrotem w człowieka.
Chwycił ją mocno za zdrową rękę i wyciągnął na korytarz.
- Zabarykadujcie drzwi! – zawołał
Szalonooki, kiedy Black odciągał Tonks w bezpieczne miejsce, a Bill i Artur
zamknęli drzwi w ostatniej chwili, by Moody i Kingsley mogli za pomocą swoich
różdżek rzucić w ich stronę zaklęcie blokujące. Wilkołak uderzał w nie z
głuchym łoskotem, podczas gdy obecni czarodzieje wzmacniali zabarykadowane
wejście kolejnymi urokami.
- Tonks, kochanieńka! Odezwij się,
proszę… - błagała rozpaczliwie Molly, potrząsając delikatnie osłupiałą
dziewczyną. Walburgia, która jeszcze przed chwilą przekrzykiwała każdą obecną
osobę, zamilkła w ramach swego portretu, śledząc bieg wydarzeń.
- Molly, ona jest ranna musimy ją stąd
zabrać. – powiedział z powagą Artur, patrząc przerażony na dziewczynę.
- Idiotka! Dlaczego mnie nie słuchałaś?
– wrzasnął Syriusz, kipiący ze wściekłości. Spojrzał na kuzynką zbolałym
wzrokiem, przez ułamek sekundy obserwując jak ta wpatruje się przed siebie, nie
kontaktując z otaczającym ją światem. W tej chwili Black wziął ją na ręce i nie
zważając na nic, wniósł na pierwsze piętro, krzycząc jeszcze do zebranych, by
ktoś wezwał Dumbledore’a. Położył ranną w salonie na pierwszym piętrze na
starej kanapie i odsunął się, widząc jak Molly biegnie z apteczką w ręce. Na
próżno próbowała zatamować krwawienie, używając różnych maści i eliksirów.
Tonks nadal spoglądała przed siebie z opóźnieniem, trawiąc ostatnie wydarzenia.
Nim straciła przytomność, wyszeptała prawie bezgłośnie:
- Wilkołak…
Cieszę się, że dodałaś nowy rozdział. Przyznam, że bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńMam jedno pytanie. Dlaczego nie wrzuciłaś do linków mojego nowego adresu [z-pamietnika-lupina.blogspot.com]?
Pozdrawiam i czekam na ksiąg dalszy.
Podoba się mi ten rozdzial :) ale kopiujesz ze starego bloga :D
OdpowiedzUsuńWiem, że kopiuję, a właściwie przenoszę wszystko tutaj. :)
UsuńDŁugo piszesz już tego bloga? Kiedy on obchodzi urodziny? Zdarzyłby się jakiś bonus na nie? Chętnie przeczytam coś na temat przeszłości Lupina albo Tonks
OdpowiedzUsuńNo trochę już zejdzie... Lily zaczęłam pisać pierwszą, to było 19 stycznia, Dora była następna 5 kwietnia, no i teraz jest jeszcze moje najnowsze dziecko, które ma niecały miesiąc :D Mówisz, że bonus... Nie myślałam o tym, ale może coś wymyślę :)
Usuń